Nie mieli Walthama Convalescence. Dostałam tylko mleko w proszku dla... szczeniąt. Masuję brzuszek, ale ona zamiast kupkać - zasypia z mruczandem. Byliśmy w lecznicy - mała została odrobaczona, sprawdzona na okoliczność swierzba (nie ma), dostała książeczkę zdrowia i receptę na maść - mam smarować lekko zaropiałe oczko. Parę razy kichneła, mam nadzieje ze to przeziębienie a nie koci katar (jak to rozpoznac?)
Wiek Pani doktor oceniła na jakies 4 tygodnie.
Przemyciłam ją do domu w pudełku, okłamując Ciocię, ze to stare papiery... ma słodkie klapnięte uszka, leży na pleckach jak pluszak i bawi się guzikiem od mojej koszuli. Kiedy przychodzi Cioteczka, nakrywam małą futerkiem a ona siedzi cicho jak mysz pod miotłą.
Moje futra nie spełniły pokladanych w nich nadziei i nasyczały na malutką. Lala liznela ją raz czy dwa, a potem sie obraziła - widocznie uznala, ze w jej wieku macierzyństwo to głupi pomysł.
W tej sytuacji tatusiem zastępczym został Renifer Rudolf, ktorego dostalam od męza na gwiazdkę 2 lata temu.
Nawet nieźle sobie radzi... zobaczcie sami:
(zdjęcie kiepskiej jakości, ale nie chciałam kociątku błyskać fleszem po oczkach)
