Jesteśmy:) Całe i zdrowe, choć nie było łatwo.Kicię bez problemu wpakowałam do transporterka...e no..był jeden mały problem-z trudem ją tam upchałam-taka to rosła dziewczyna. Droga powrotna była straszna.Nie wiem czy potraficie sobie wyobrazić, co przeżywa kot nagle włożony do jakiejś skrzyni i przewożony:najpierw autobusem, potem trzema tramwajami(ok godzina drogi).Hałas nie do opisania, do tego Kaśka(od dziś to imię kici

) dała popis umiejętności wokalnych. Ona waży chyba ze 100kg i nie donisłabym jej do domu , gdyby nie pomoc koleżanki.
W domu: bardzo ładnie zjadła, pozwiedzała pokój, położyła się pod łóżkiem.To całkiem normalne, wszystkie nowo przyniesione koty ląduja pod moim łóżkiem.Poza tym jest niezwykle przyjazna i mizialska.Wystawia brzucha do głaskania i włącza traktor.Więcej napiszę wieczorem , jak Kaśka się odstresuje
