To ja, Jagoda!:) Słyszałam już dobre wieści i bardzo, bardzo się cieszę.

:)
Postanowiłam Wam streścić nieco moją historię, czasu nie zostało zbyt wiele na opowiadanie wszystkiego Jose...
Od tego momentu, w którym trafiłam na miseczki z jedzeniem, które jak się później zorientowałam, wystawiał stróż ze szkoły, wszystko zaczęło toczyć się w zawrotnym tempie. Codziennie przychodziłam tam jeść rano, a resztę dnia spędzałam na wędrówkach po okolicy. Przede wszystkim szukałam innych kotów. Potrzebowałam ich bliskości, ciepła i towarzystwa. Miałam ochotę bawić się z kotkami takimi jak ja, spać przytulona do nich, a rano budzić się z pyszczkiem zanurzonym w czyjeś futro. Sama nie czułam się zbyt bezpiecznie. Ale miałam też sporo obaw. Mama nie nauczyła mnie nic, jeśli chodzi o inne koty, a niedawno dostałam po nosie parę razy. Nie zbliżałam się więc do napotkanych kotów zbytnio, mimo, że gdzieś w środku bardzo tego chciałam.
Do tego, ten jeden posiłek rano nie wystarczał mi wcale. Ciągle chodziłam głodna. Szybko nauczyłam się, że nie ma co zostawiać jedzenia na później, że trzeba jeść ile tylko się da, a to, co ewentualnie zostanie warto gdzieś ukryć. Tu i ówdzie napotykałam jeszcze zapach mamy, słabiutki śladzik jej obecności... Było mi wtedy bardzo smutno, tęskniłam za nią jeszcze bardzo... Ale jednak musiałam walczyć o przetrwanie. Nauczyłam się polować. Jakoś radziłam sobie sama, ale coraz bardziej doskwierał mi chłód. Robiło się coraz zimniej. Marzłam w nocy, a pewnego dnia poczułam się bardzo źle. Miałam zapchany nosek, oczy odmawiały posłuszeństwa, coraz bardziej bolało mnie wszystko, czułam, że jestem coraz słabsza. Powlokłam się do piwnicy, w której rezydowała grupa kotów. Nie przyjęły mnie zbyt radośnie. Ale nie wygnały. Minęło kilka dni. Był taki moment, że byłam zbyt słaba by iść do miseczek. Myślałam, że już umrę, ale chyba ciepło, które promieniowało z rur, na których leżałam, uratowało mi życie. Zaczęłam czuć się coraz lepiej, znowu powlokłam się na śniadanie. Przez kilka dni wracałam po każdym posiłku do piwnicy, by grzać się w cieple rur. Myślałam, że tak już zostanie. Zaczynało mi być dobrze. I wtedy jeden z kocurów napadł na mnie w nocy... Uciekłam. Spadł już śnieg i w mojej starej kryjówce było mokro i zimno, a jednak nie miałam gdzie pójść.
cdn.