CK JAGODA - ma DOM :)))))))

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Nie lis 20, 2005 22:07

chciałam powiedziecie, że Jagoda jest najsłodszym kocim czarnym hipopotamem z krótkim ogonkiem :mrgreen:
Obrazek
http://www.forastero.pl hodowla kotów brytyjskich

Mysza

Avatar użytkownika
 
Posty: 39656
Od: Pon cze 02, 2003 10:17
Lokalizacja: prawie Kraków

Post » Nie lis 20, 2005 22:11 Re: Tu potencjalny dom dla Jagody

Danuta Iwanicka-Wójcik pisze:Hm... to chyba o mnie chodzi (?????) z tym potencjalnym domem. Jest tylko jeden mały problem - transport. Jagoda jest w Krakowie a ja mieszkam pod Lublinem. Potrzebny transport z Krakowa do Lublina. Z Lublina już ją dowiozę do siebie.
Dobrzy ludzie pomóżcie..................

Witam najserdeczniej, ciesze sie strasznie :dance:
Transport znajdzie sie na pewno - a ja zapraszam do zamkniecia aukcji :D
abluo ergo sum

Beliowen

Avatar użytkownika
 
Posty: 55549
Od: Czw lis 25, 2004 11:33
Lokalizacja: 52°04′N 21°01′E

Post » Nie lis 20, 2005 22:27

A Ciocia Kwarantanna prosi pewnego iberyjskiego mistrza pióra o ostatni- przed epilogiem- rozdział opowieści o Jagodzie :)

Szerokiej drogi, Jagoda!
Gość
 

Post » Nie lis 20, 2005 22:29

wyżej się zapomniałam zalogować :oops:

czarnaR

 
Posty: 147
Od: Śro lut 09, 2005 18:02
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie lis 20, 2005 23:54

Tak Jagoda będzie miała swój dom. Pod warunkiem, że znajdzie się transport :( Tym bardziej proszę - [color=darkred][size=18]jeśli ktoś jechałby z Krakowa w kierunku Lublina i mógłby zabrać koteczkę, to proszę o kontakt!
Pomóżcie Jagodzie dotrzeć do nowego domu, a będzie historia z happy endem.[/size][/color] Jak kicia do mnie dotrze będę na bieżąco informować o tym jak się jej mieszka oraz jak się dogada z moimi kotami.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

Danuta Iwanicka-Wójcik

 
Posty: 55
Od: Pt lis 18, 2005 3:52
Lokalizacja: Łęczna

Post » Nie lis 20, 2005 23:57

Ok. właśnie zakończyłam aukcję. Teraz tylko transport. POMOCY!Transport z Krakowa do Lublina pilnie potrzebny.

Danuta Iwanicka-Wójcik

 
Posty: 55
Od: Pt lis 18, 2005 3:52
Lokalizacja: Łęczna

Post » Pon lis 21, 2005 0:30

Będziemy szukać, do skutku :)
Obrazek

ryśka

Avatar użytkownika
 
Posty: 33138
Od: Sob wrz 07, 2002 11:34
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Post » Pon lis 21, 2005 13:34

Nie jedzie nikt w tamte strony?
Gość
 

Post » Pon lis 21, 2005 18:29

To ja, Jagoda!:) Słyszałam już dobre wieści i bardzo, bardzo się cieszę.:):)

Postanowiłam Wam streścić nieco moją historię, czasu nie zostało zbyt wiele na opowiadanie wszystkiego Jose...
Od tego momentu, w którym trafiłam na miseczki z jedzeniem, które jak się później zorientowałam, wystawiał stróż ze szkoły, wszystko zaczęło toczyć się w zawrotnym tempie. Codziennie przychodziłam tam jeść rano, a resztę dnia spędzałam na wędrówkach po okolicy. Przede wszystkim szukałam innych kotów. Potrzebowałam ich bliskości, ciepła i towarzystwa. Miałam ochotę bawić się z kotkami takimi jak ja, spać przytulona do nich, a rano budzić się z pyszczkiem zanurzonym w czyjeś futro. Sama nie czułam się zbyt bezpiecznie. Ale miałam też sporo obaw. Mama nie nauczyła mnie nic, jeśli chodzi o inne koty, a niedawno dostałam po nosie parę razy. Nie zbliżałam się więc do napotkanych kotów zbytnio, mimo, że gdzieś w środku bardzo tego chciałam.

Do tego, ten jeden posiłek rano nie wystarczał mi wcale. Ciągle chodziłam głodna. Szybko nauczyłam się, że nie ma co zostawiać jedzenia na później, że trzeba jeść ile tylko się da, a to, co ewentualnie zostanie warto gdzieś ukryć. Tu i ówdzie napotykałam jeszcze zapach mamy, słabiutki śladzik jej obecności... Było mi wtedy bardzo smutno, tęskniłam za nią jeszcze bardzo... Ale jednak musiałam walczyć o przetrwanie. Nauczyłam się polować. Jakoś radziłam sobie sama, ale coraz bardziej doskwierał mi chłód. Robiło się coraz zimniej. Marzłam w nocy, a pewnego dnia poczułam się bardzo źle. Miałam zapchany nosek, oczy odmawiały posłuszeństwa, coraz bardziej bolało mnie wszystko, czułam, że jestem coraz słabsza. Powlokłam się do piwnicy, w której rezydowała grupa kotów. Nie przyjęły mnie zbyt radośnie. Ale nie wygnały. Minęło kilka dni. Był taki moment, że byłam zbyt słaba by iść do miseczek. Myślałam, że już umrę, ale chyba ciepło, które promieniowało z rur, na których leżałam, uratowało mi życie. Zaczęłam czuć się coraz lepiej, znowu powlokłam się na śniadanie. Przez kilka dni wracałam po każdym posiłku do piwnicy, by grzać się w cieple rur. Myślałam, że tak już zostanie. Zaczynało mi być dobrze. I wtedy jeden z kocurów napadł na mnie w nocy... Uciekłam. Spadł już śnieg i w mojej starej kryjówce było mokro i zimno, a jednak nie miałam gdzie pójść.

cdn.
Jagoda osobiście;)
 

Post » Pon lis 21, 2005 18:30

rozpisałam się :oops:

Z dnia na dzień byłam coraz bardziej głodna, a na dodatek wcale nie wróciłam jeszcze do zdrowia po poprzedniej chorobie. Czułam, jak zmienia się dużo we mnie, w środku, ale nie byłam wcale pewna, co się dzieje. Mijały dni. Czułam się naprawdę bardzo źle. Odnowiła się moja choroba, a jedzenia było naprawdę mało. Pewnego wieczora ledwo doczołgałam się do legowiska (nowego - znalazłam dziurę pod schodami do szkoły, prowadzącą do piwnicy). Zeskoczyłam z brzegu muru w dół, do miejsca, w którym zawsze spałam. Kiedy tylko dotknęłam łapami podłogi, poczułam straszliwy ból gdzieś w środku i upadłam na bok. Leżałam chwilę, ale ból nie ustępował, co więcej - stawał się coraz silniejszy... To była straszna noc. Wiele dni dochodziłam do siebie po niej, z największym trudem zdobywając pożywienie. Kosztowało mnie to tyle wysiłku, że na nic więcej nie miałam już sił.

Kiedy jakoś się pozbierałam, postanowiłam poszukać innego miejsca, w którym mogłabym jakoś się zadomowić i zdobyć więcej jedzenia. Tu co prawda co rano pojawiało się jedzenie, ale też konkurencja była duża. Każdego dnia robiłam coraz dalsze wypady. Było zimno, padał śnieg, ale pewnego dnia okazało się, że warto było szukać. Zawędrowałam na śmietnik pomiędzy blokami. Czułam z jego strony woń dużo ciekawszą niż zwykle z takich miejsc. Coś pachniało bardzo smakowicie. Ostrożnie podbiegłam i przeszukałam miejsce. Nie było nic do jedzenia. Ale był silny zapach. Postanowiłam wrócić tu za jakiś czas. Tymczasem, trzeba było poszukać legowiska. Znowu sprzyjało mi szczęście. Nieopodal śmietnika znalazłam blok, do którego piwnic łatwo było się dostać przez uchylone okienko. O dziwo - piwnica była pusta. Po krótkim zwiedzaniu, wymościłam sobie miejsce w kącie i zapadłam w sen. Kiedy się obudziłam, było ciemno. Szybko ruszyłam ku śmietnikowi, żeby sprawdzić, czy w miejsce smakowitego zapachu nie pojawił się smaczny posiłek. Biegnąc przez śnieg, usłyszałam nagle ludzki głos. Zawsze starałam się ukrywać przed ludźmi, więc i tym razem uskoczyłam szybko pod samochód. Brzydziłam się tego zapachu, ale nie miałam wyjścia. Nasłuchiwałam. Ten głos brzmiał miło, zachęcająco. Zerknęłam spod zderzaka i zobaczyłam, jak człowiek sypie coś na murek śmietnika, wydając przyjazne odgłosy. Wyczułam, że to kocica. Kocic bałam się mniej. Kiedy tylko się odwróciła, pobiegłam szybko do miejsca, w którym coś zostawiła. Nie myliłam się. To było pyszne. Najadłam się szybko niemal do syta. Niemal, bo musiałam uciekać, kiedy zauważyłam zbliżającego się kocura. Duży biało - szary kocur chudy jak patyk. Widywałam go później nie raz.
Jagoda ponownie...
 

Post » Pon lis 21, 2005 18:32

zaraz kończę, przepraszam... :oops: :oops: :oops:

Przez wiele dni wędrowałam pomiędzy śmietnikiem, a swoim legowiskiem. Przysłuchiwałam się, jak ludzka kocica woła tego kocura, patrzyłam jak przychodzi do niego. Na początku trzymała się na dystans, ale potem udawało jej się podejść bliżej, a on nie uciekał. Uznałam, że jest głupi. Chociaż ona zachowywała się bardzo spokojnie i jakoś tak swojsko pachniała. Aż pewnego dnia zdarzyła się katastrofa. Szłam właśnie, żeby coś zjeść, kiedy nagle z oddali usłyszałam wściekłe szczekanie i śmiech ludzi. Wiedziałam już co to znaczy. Błyskawicznie rzuciłam się do ucieczki. Pędziłam przed siebie najszybciej, jak tylko mogłam rozpaczliwie szukając jakiego drzewa, na które mogłabym się wspiąć, lub samochodu, pod którym możnaby się schować. Jak na złość, w pierwszym odruchu skręciłam w panice w złą stronę i teraz zostało mi tylko liczyć, że pobiegnę dość szybko, by dopaść swojego okienka. I udało się. Prawie. Tyle, że okienko było zamknięte. Stałam pod murem. Zjeżyłam się, wygięłam grzbiet w pałąk i zaczęłam strasznie syczeć. Dobiegający pies zatrzymał się i zaczął powoli podchodzić. Coraz bliżej słychać było głosy ludzi. Byłam pewna, że już po mnie. Widziałam już, jak umierał tak duży, silny kocur kilka tygodni temu. Nie miałam szans. I nagle, gdzieś z boku, usłyszałam krzyk i pies przywarł do ziemi ciągle warcząc. Nie wahałam się. Mocno się odbiłam i skoczyłam w stronę głosu. Poczułam na sobie ludzkie ręce, krzyk zabrzmiał znowu tuż przy moim uchu i pies uciekł. Byłam uratowana. Przed psem. Człowiek niósł mnie mocno przyciskając do piersi.

Stara ludzka kocica, bo to ona mnie uratowała, zaniosła mnie do domu. Natychmiast schowałam się pod szafę. Nie wychodziłam całą noc i cały dzień. Ale kolejnej nocy wygnał mnie głód. Najciszej, jak mogłam podczołgałam się do miseczek ustawionych przed szafą. To było wspaniałe. Po kilku dniach przeniosłam się spod szafy na łóżko, a kocica przychodziła usiąść obok i wpatrywała się we mnie, mówiąc coś łagodnym głosem. Lubiłam jej głos. Sprawiał, że miałam ochotę przytulić się do niej. Zupełnie inaczej niż głosy ludzi, którzy pojawili się, gdy zniknęła stara kocica. Było ich troje: on, ona i młode. Ona była nawet miła, nie goniła mnie. On tupał na mnie i krzyczał, a młode ganiało za mną po całym domu. Wreszcie zmęczyłam się i zapędzili mnie do jakiegoś pudła.
I znowu Jagódka;)
 

Post » Pon lis 21, 2005 18:34

Tam, gdzie mnie zanieśli, nie było tylu budynków i piwnic. To znaczy, moje dawne tereny były blisko, wystarczyło przebiec dwie ulice i już. Ale po co. Spałam w piwnicy, do której włożono pudełko, w którym do nich przybyłam. Młode okazało się całkiem miłe, może tylko nieco zbyt natarczywe, ale za to kiedy ocierałam się o nogi głaskało mnie i czasem przynosiło coś smacznego. Mogłam swobodnie chodzić po okolicy. Było już ciepło. Znowu trafiłam na grupę kotów. Zachowywały się przyjaźnie. Było ich kilka, a wśród nich zauważyłam tego chudego ze śmietnika.

Pewnie domyślacie się co było dalej. Tak. Poczułam się podobnie jak wtedy, kiedy napadł na mnie tamten kocur. Tym razem jednak byłam silniejsza, zdrowsza. Urodziłam śliczne kocięta, które najlepiej jak mogłam ukryłam w piwnicy. Jednak kiedy maluchy zaczęły same wędrować nie byłam w stanie ich zatrzymać na miejscu. Jednego znalazło ludzkie młode. Niedługo potem przyszedł on i zabrał je wszystkie. Nigdy więcej ich nie widziałam. Byłam zrozpaczona. Nawoływałam je, mimo, że widziałam, jak je zabiera. Szukałam. Na próżno. Niedługo potem znowu urodziłam młode. I znowu. Za każdym razem przychodził duży i je zabierał. Szalałam z rozpaczy. Pewnego razu duży złapał mnie do kartonu i zawiózł do miejsca, w którym pachniało bardzo niemiło. Niewiele pamiętam. Bardzo się bałam. Poczułam jakieś ukłucie. Zabolało. Potem wróciliśmy. Od tego czasu nie rodziłam już młodych.
Jagoda Wasza:):):)
 

Post » Pon lis 21, 2005 18:35

Jeszcze troszkę tylko:)

Mijały tygodnie. Znowu zaczęło robić się zimno. Mój człowiek bardzo rzadko pojawiał się w domu. Pachniał wtedy jakoś obco i niebezpiecznie. Ostry odór, który od niego czułam odstraszał mnie. Coraz częściej moja miseczka zostawała pusta. Zaczęłam więc znowu odwiedzać śmietnik. Znowu spotkałam tego człowieka - kocicę i chudego jak patyk kocura. Ona karmiła go i mówiła do niego tym swoim łagodnym głosem. Dojadałam resztki, a czasem, kiedy zostawiła karmę i szła do bloku, jadłam jako pierwsza. Dość dobrze przetrwałam zimę. Miałam ciepłe futro i kąt u moich ludzi. On ciągle wracał bardzo rzadko. Ona nie przychodziła do mnie wcale. Tylko ono zostawiało w mojej miseczce jedzenie. Żyłam obok nich. Kiedy zrobiło się ciepło, znowu ruszyłam na dłuższe wędrówki. I znowu urodziłam kocięta. Tym razem ukryłam je na strychu. Kiedy podrosły solidnie, sprowadziłam je na dół i uczyłam wszystkiego, co potrafię. Urosły piękne. Ono zorientowało się jednak. Na szczęście znowu nie było jego i przez kilkanaście dni wszystko układało się doskonale. Dostawaliśmy dużo jedzenia, a wraz z młodym ludzi przychodzili obcy ludzie i przyglądali się moim dzieciom. Pewnego dnia złapali jedno z nich i zabrali ze sobą. Za kilka dni wzięli kolejne. Zostały dwa. Pewnego dnia oba strasznie zachorowały i umarły po kilku dniach. Ja też nie czułam się dobrze, ale kiedy one konały, ja zaczynałam dochodzić do siebie. A mimo to, nie mogłam im pomóc. Młode ludzi zabrało ich ciała. Potem wróciło, długo mnie głaskało i mówiło smutnym głosem. Na drugi dzień, złapało mnie do kartonu i znowu, tym razem z nią pojechałam do tego nieprzyjemnego miejsca.

Czas płynął. Odwiedziłam jeszcze raz to miejsce, w którym mnie kłuli. Znowu spadł śnieg. Znowu było zimno. Wciąż mogłam liczyć, że jeśli moja miseczka będzie pusta, głód uciszę troszkę na śmietniku nieopodal. Nie zawiodłam się nigdy. Jadłam i bacznie obserwowałam, co się dzieje. Widziałam, jak osowiały znajomy chudy jak patyk kocur poszedł za tą ludzką kocicą i wołał ją głośno. Widziałam, jak wchodził za nią do bloku. Więcej już go nie spotkałam. Ale przeczuwałam, że żyje. Jakiś czas, czułam nawet jego słaby zapach.
Jagodeczka :):)
 

Post » Pon lis 21, 2005 18:38

I na koniec:

Kiedy skończyła się zima do domu wrócił on. Tym razem jednak był długo. Było jakby spokojniej. Co prawda moja miseczka nadal niezbyt często była pełna, ale miałam gdzie spać. Kiedy zrobiło się bardzo gorąco, zorientowałam się, że coś we mnie się zmienia. Znałam ten stan. Instynktownie wiedziałam, jak zwykle, co mam robić. Zaczęłam więcej jeść, bo wciąż byłam głodna. Kiedy nic nie znalazłam, albo nie upolowałam, głośno prosiłam ludzi o jedzenie, zaczepiając ich przed domem. To był błąd. On zaczął mi się przyglądać uważnie. Złapał mnie i boleśnie ugniatał mi brzuch. Zawołał ją i to młode. Był bardzo zły. Krzyczał. W pewnym momencie ruszył przed siebie ze mną na rękach.

Zaniósł mnie daleko od domu i zostawił. Wróciłam w nocy. Byłam głodna. Kiedy tylko mnie zobaczył rano, znowu wyniósł mnie z domu, tym razem dalej. Zanim odszedł, boleśnie kopnął. Byłam już duża i ociężała. Teraz poczułam, że nie mam już siły iść gdzieś dalej, a na pewno nie zdołam wrócić do domu. Poszłam przed siebie powoli. Nawet nie wiem, jakim cudem trafiłam w okolice śmietnika, przy którym czasem jadałam. Nie miałam już sił. Usiadłam na trawniku i zaczęłam się myć. Nie miałam żadnego planu, nie wiedziałam co zrobić. Byłam zupełnie przerażona.

Gdzieś w oddali usłyszałam szczekanie i czym prędzej uciekłam pod pobliski samochód. Odczekałam. Potem znowu wyszłam. Chciałam jednak, po chwili odpoczynku znaleźć jakieś miejsce na legowisko. Jednak zabrakło mi sił. Usiadłam i zapłakałam. Nawet nie wiem kiedy znalazła się koło mnie ta ludzka kocica. Mówiła tym swoim łagodnym głosem i powoli podchodziła. Nie protestowałam, kiedy wzięła mnie na ręce. Zaniosła mnie do swojego domu.

Resztę znacie.

Mam szczęście. Wielkie szczęście.
Szukam transportu do Lublina. Pilnie. :D
Jagódka:)
 

Post » Pon lis 21, 2005 20:34

:cry:
Ale za chwilę ta bajka dobrze się skończy, tak?

czarnaR

 
Posty: 147
Od: Śro lut 09, 2005 18:02
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: IrenaIka2 i 23 gości