Przyjaźń między rezydentem a nowym kotem - jak długo czekać

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw lis 17, 2005 15:28

Ja mam nadzieję, że moja dwulatka Kita vel Kicia zaakceptuje nowego domownika, może wtedy gdy będzie to kot młody, skłonny do tego, aby się 'dostosować', zaakceptować jej dominację... i nie rozpoczynać wspolpracy od walki o terytorium...
Fajnie słyszeć, jak koty zawiązują przyjaźnie. A i powstaje między nimi naturalna hierarchia, porządek 'dziobania' jak by to powiedzieli ornitolodzy

Mojej mamy kocica (też kastratka) swego czasu przyprowadziła do domu półdzikiego buraska... byl to mlody (niekastrowany!) kocur, bardzo łagodny.. I jak kociak chodził za Miszą! Krok w krok... bardzo długo nie pozwolił się poglaskać... ale zwycięzyla ciekawość. I po kilku miesiącach został bardzo stacjonarnym, przywiązanym do domu i mamy kocurem. Aczkolwiek pozostał dośc niesmialy i płochliwy, choć są niezwykle duże postępy wjego socjalizacji

Agalenora

 
Posty: 5833
Od: Pon lis 14, 2005 23:49

Post » Pt lis 18, 2005 20:17

Tylko przez półtora dnia obserwowałam z lekkim niepokojem rozwój sytuacji. Moja 2-letnia rezydentka Dzikuska wpadła w paniczne przerażenie na widok drugiego kota. Później postanowiła odzyskać swoje mieszkanie i ulubione miejsca do leżenia więc zaczęła się przechadzać. 6-miesięczna Fortunka już w 2 dniu pobytu zapoznała się ze wszystkimi kątami, a nas traktowała jak starych znajomych. Jutro będzie tydzień od zakocenia. Efekty po tygodniu: wąchanie nosków przy spotkaniu, Dzikuska obserwuje Fortunę przy zabawie takimi oczami 8O , Fortuna chodzi za Dzikuską krok w krok- zawsze musi wiedzieć gdzie ona jest, inaczej miauczy i skarży się, wymieniły się kuwetami (?). Nie ma fukania. Czekam jeszcze na wspólne: spanie, zabawę, wylizywanie uszu. Po prostu extra :D

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt lis 18, 2005 21:13

Ola mieszka z nami od 14 lat. Przez ten czas wiele kotów przewinęło się przez mój dom, wiele tymczasowo, zanim nie znalazłam im nowych domków. Ola nigdy nie miała problemu z zaakceptowaniem nowych lokatorów, po kilku dniach nieufnego obserwowania zawsze udawało jej się pogodzić z faktem dokonanym :) i szybko zaprzyjaźniała się z innymi kotami, nieważne, czy był to wyrośnięty kocur, który postanowił przez jakiś czas korzystać z naszej stołówki, czy młodziutka ciężarna kotka. Problem był tylko, gdy w domu pojawiał się szczeniak :) ale to inna historia.
Dwa i pół roku temu właśnie jedna z przybłęd, która do nas przychodziła, postanowiła również urodzić w naszej szafie... niestety gdy kociaki miały jakieś 3 dni, kotka już nie wróciła do małych (pewnie przejechał ją samochód...). Z piątki rodzeństwa został z nami do dziś jeden diabeł - mój wypieszczony, wychuchany Behemot, któremu również matkowała Ola. Behemotek niestety chyba jednak został potraktowany przez nas, domowników jako jedynak-oczko w głowie i tak go rozpieściliśmy, że martwiłam się bardzo czy kiedyś będę mogła mieć jeszcze jakiegoś kota, bo nie akceptował żadnego kota z sąsiedztwa. Załamałam się, kiedy przybłąkała się do nas kolejna kicia - tych parę dni, kiedy u nas mieszkała zanim znalazłam jej nowego opiekuna, to były nieustające fochy Behemota. Z leniwego przesypiającego całe dnie kota zrobił się agresywny, nie tylko wobec niej, ale i domowników, przychodził tylko na żarcie, a tak całymi dniami go nie było. Załamałam się dlatego, że miesiąc później miałam odbierać moją wymarzoną syberyjkę...
Kiedy w sierpniu przywiozłam Jazzhirę, przez pierwsze 2 czy 3 dni zwyczajnie przed kocurem ją ukrywałam. Mała i tak była jeszcze wystraszona, choć strasznie ciekawska i nie chciałam jej dodatkowo stresować. Ola oczywiście przyjęła ją bez problemu, chociaż i bez większego entuzjazmu (zresztą jest już staruszką). Kiedy w końcu postanowiłam przedstawić Jazzhirę mojemu Behemotowi, przypłaciłam to podrapaną ręką, plecami i stanem niemalże przedzawałowym. Kocur powąchawszy małą prychnął i uciekł mi przez plecy w dzikim pędzie... cały wieczór wszyscy go szukali, ale skubaniec postanowił nie wychodzić z kryjówki. Obraził się na wszystkich śmiertelnie i nie dawał nawet pogłaskać. Przez kolejne półtora miesiąca spotkania obu kotów to był głośny syk Behemota i nierozumne spojrzenie Jazzhiry, z tą tylko różnicą, że Behemot przestał się chować, a to raczej mała zaczęła przed nim uciekać, bo próbował ją lać. Ja starałam się jakoś je do siebie przyzwyczaić, karmiąc je razem (tragedia i nieporozumienie :)) i wymuszając wspólne zabawy (jeszcze większa porażka). Na szczęście wygrała chyba przekora Jazzhiry i typowa dla kociaka chęć zabawy... jak tylko Behemot przestał ją prać po pysku gdy próbowała obok niego przejść, ta zaczęła go nieustannie zaczepiać, przez co nieraz oberwała, ale lekko. Co więcej! Mój spaślaczkowaty kastrat-kanapowiec odzyskał młodość i dziś sam zachęca kotkę do zabawy. Wprawdzie nie daje sobie wejść na głowę, bo mała potrafi być upierdliwa i chce się bawić kiedy ten akurat chciałby spać albo zjeść... Ale kocur traktuje ją już chyba jak młodszą siostrę, pokazuje, gdzie jest czyje miejsce w domu (nie odstąpił jej ulubionego fotela, choć próbowała go zdobyć sabotażem); jeszcze nie widziałam ich śpiących razem, choć sypiają już coraz bliżej siebie na jednej kanapie. A kiedy widzę, jak się wzajemnie myją, rozpływam się :)

pctrx

 
Posty: 227
Od: Czw lis 17, 2005 14:57
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt lis 18, 2005 21:19

B-dur, pctrx
Gratuluję Wam i waszym Kitongom... Ja też jestem optymistycznej myśli, Kita przyjechala do nas z domu pelnego kotow i psów. Mam nadzieję, że kwestia 'oswojenia' sie z nowym członkiem pieleszowego stada to kwestia czasu... niedawno pojawilam się tu, przeglądam bacznie różne wątki...
Teraz dla mnie najważniejsze jest zdrowie i dobro Kity, nie chcę popełnić błędu, czegoś przeoczyć... bo chcąc dobrze, można zdziałać źle
Aczkoliwiek decyzja o dokoceniu zapadła, a pojawienie się nowego stałego kocjana/kocjanki to tylko kwestia czasu... :D

Agalenora

 
Posty: 5833
Od: Pon lis 14, 2005 23:49

Post » Pt gru 16, 2005 0:09

ła.. przebrnęłam przez cały wątek :) dodał mi trochę wiary. i reszcie domowników, bo tata już stracił nadzieję, i chciał szukać domku dla małej

ale od początku..
Luna, 2 lata (u nas odkąd skończyła miesiąc), wysterylizowana, przylepa, gadająca kicia, ukochana pieszczocha, niejadek
Kluska, ok 3 miesiące (u nas od 12 dni), kicia, wariatka, niczym sie nie przejmuje, je wszystko co napotka na drodze

Luna początkowo warczała i prychała na Kluskę, ale łaziła też za nią, nie wiem czy z ciekawości, czy chęci kontroli.. pierwsze dwa dni były w miare ok.. tyle że sie na nas poobrażała.. potem Kluska poczuła sie pewnie.. i zaczęła gonić Lunę, atakować, skakać po niej .. Lunka biedna zestresowana prychała i uciekała.. straciła ochote na cokolwiek, odmawiała czegokolwiek.. i przestała jeść.. nie je już od ponad tygodnia, tzn skubnie może troche chrupek czase, ale nic poza tym. ani kurczak, ani szyneczka, żadne specjały, regularna głodówka

już odchodziłam od zmysłów, kiedy przeczytałam ten wątek. i wstąpiła we mnie nadzieja. że jest szansa.. mam w razie czego dobry kochający domek dla Kluski i na wszelki wypadek nie przywiązuję sie bardzo do niej,
martwie sie o Lunę, która nie je, wymiotuje, wizyta u weta (usg) wykazałą lekkie zapalenie błony śluzowej jelita, ja podejrzewam troche depresję. ale jest troche lepiej

jednak dalej Luna Kluski nie znosi, warczy, prycha.. Klucha zaś nic sobie z tego nie robi, wariuje w najlepsze

trzymajcie kciuki, żeby sie polubiły.. i żeby Lunka rezydentka zaczęła jeść :)

pozdrawiam wszystkich dokoconych, i tych szczęśliwie i bezboleśnie, i tych w trakcie :D
:)

julijka

 
Posty: 85
Od: Czw paź 20, 2005 19:11
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt gru 16, 2005 11:10

Julijko,
Coż za podobienstwo sytuacyjne.
Moja Kita (2, 5 roku) zareagowała b. podobnie na Pyzę (ok. 4 miesięcy)
Cała historia w wątku On, ona i kotka - razy dwa.

Kita obraziła się na nas, raczej niechętnie reaguje na zaloty Pyzy. Straciła apetyt, wymiotowała, siedziała nastroszona i smutna. Skonczyło się kroplowką i antybiotykiem i specjalną karmą dietetyczną przez kilka dni.

Apetyt na szczęście wrocil, stosunki się powoli normują, choc do wielkiej milości daleko, ale wielkiej niechęci nie ma i coraz częściej moje kity razem grają w berka, aczkolwiek chwilami berek ten wygląda na 'probę sił'

Moje wnioski: więcej uwagi trzeba poświęcić rezydentce, brać na ręce, glaskać, nawet gdy nie chce... dużo do niej gadać, witać się z nią pierwsza. Musi czuć, że jest najważniejsza - zupelnie jak starsze z rodzeństwa.
U nas powoli 'kuracja psychologiczna' odnosi skutki...

Poza tym, kotka dwulatka, nawet jeśli po sterylce, jest tak jakby w okresie apogeum rozrodczości, bardzo chroni swego 'terytorium' - to trudny wiek na dokocenie, szczegolnie 'młokosem' takim podlotkiem w wieku 4 miesięcy... po prostu zwierzaki nadają na innych falach.

Ale mam nadzieję, że i u Was wszystko za jakiś czas się ułoży.

Agalenora

 
Posty: 5833
Od: Pon lis 14, 2005 23:49

Post » Pt gru 16, 2005 11:33

Czarna (13 lat) też sie obraziła śmiertelnie jak przybył Nino (4 m-ce), też odmawiała jedzenia, też nie dawała się głaskać. Po tygodniu różnych podchodów z naszej strony zaczęła jeść. Teraz (2 miesiaące po dokoceniu) je normalnie, nawet lepiej niż wcześniej, bo przestała wybrzydzać przy miseczce. Nadal nie daje się Ninowi przytulić, spać obok, nie bawi sie z nim. Tolerujaą sieę o tyle, że przechodzi obok małego i co 4 raz zasyczy albo go opluje. Nie biją się, co najwyżej Nino zostanie pacnięty łapką bez pazurków w głowę. Dokocenie przebiegło więc w miarę spokojnie, ale na wspólne spanie i zabawę to złudzeń nie mam, chyba za duża różnica wieku. Jak Czarnej kiedyś zabraknie (oby jak najdłużej z nami była) to kolejne dokocenie powinno być łatwiejsze - bo przez 13 lat Czarna była jedynaczką, a Nino od zawsze ma towarzystwo, więc nie beędzie zdziwiony nowym kotem.
Bolek, Tygrys, Felicjan; Czarna i Ninek za TM [']

basic

 
Posty: 1399
Od: Śro cze 08, 2005 9:24
Lokalizacja: Warszawa-Ursus

Post » Pon sty 02, 2006 8:50

Przeczytałam kilka wypowiedzi, bo na cały wątek nie mam za bardzo czasu, no i sama nie wiem... ale od początku:
mam w domu młodą ok. 4-letnią kotkę, wysterylizowaną, a od tygodnia młodego kilkumiesięcznego kocurka (przybłąkał się), no i zaczęły się problemy. Rezydentka zachowuje się jak puma, jest potwornie zazdrosna i gania malucha po domu, a co najdziwniejsze to to, że w stosunku po dokarmianych przeze mnie kotów piwnicznych (dorosłych) zachowuje się zupełnie odwrotnie. Myślałam, że w stosunku do malucha odezwie się w niej instynkt macierzyński, a tu...
W dzień muszę kociambry pilnować, a w nocy izolować w osobnych pokojach. U małego widać chęć zaprzyjaźnienia się, ale Myszka mu na to nie pozwala, choć przy każdej okazji obserwuje z daleka. Do łapkoczynów jeszcze nie doszło, ale boję się, czy Myszka nie zrobi krzywdy małemu, bo zachowuje się jak dziki kot, jeszcze nie widziałam u niej tekich zachowań.
Wiem, że tydzień to trochę mało, ale powiedzcie mi, czy jest nadzieja na jeśli nie miłość, to chociaż tolerancję ze strony Myszki (rezydentki)
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Śro sty 11, 2006 20:21

hmm, ja mam nadzieję, że mój kocur polubi nową w rodzinie. nasz Filip który jako kot z ogródków starcił rodzenstwo w tajemniczy sposób i ostał się sam, potem mieszkajac z nami (4 lata) znał tylko psa lub dwa.(jeśli regularne spuszczanie manta psu 10 razy większemu od siebie mozna nazwać znaniem :wink: ), ale kiedy ciocia przyszła do nas w odwiedziny ze swoim rudzielcem nasz chcial się z nim lać. Niedawno miałam chwilę szczeniaka kot sam poszedł sprawdzić do łazienki co to takiego. Ale nie wiem jak zareaguje na kocicę. w koncu może mu się wydaje ze jest psem bo tylko psa zna. Kotów już chyba nie pamięta bo na łażące po podwórku koty nawet nie patrzy.

a moja siostra kiedys będąc na lekcjach angielskiego wróciła do domu z kotem - ktos wywalił ciężarną kotkę a ten gosciu którego siora uczy przygarnał ja chociaż mial alergię - koty mieszkaly na werandzie zeby mógl oddychać. Mały cały czas rozpacął za rodzeństwem więc siora pojechala po drugiego i teraz braciszkowie są nierozłaczni. szleństwo i jak śpią to nie wiadomo gdzie jedn kot a gdzie drugi.

mam nadzieję ze Filip tak pokocha Amelię a AMelia Filipa ...

Madzialenka

 
Posty: 262
Od: Wto sty 03, 2006 15:34
Lokalizacja: Bray, Irlandia

Post » Śro sty 11, 2006 20:40

zdaje się,że ja też jestem nowozakocona choć koty mam już od 4 lat.
w zeszłym tygodniu niespodziewanie pojawiła się w naszym domku mała koteczka- około 3 miesięczna. Bardzo nieśmiała w stosunku do innych kotów, choć lgnąca do człowieka(już pierwszej nocy zrobiła koncert w łazience i musiałam ją wypuścić) teraz "mieszka" na półce, na której zazwyczaj stało video w pokoju gdzie spędzamy najwięcej czasu-co do naszyk rezydentów- Gajka jest starsza i wykazuje większe zaciekawienie małą, mniej prychania. jednak Siduś 3 letni kocurek dał małej już ze dwa razy po pysku za co ona złapała go za mordkę w szleńczej zabawie(ale był zdziwiony) :twisted: wszystko idzie w dobrym kierunku....

nazira

 
Posty: 2401
Od: Śro gru 21, 2005 9:22
Lokalizacja: Bad Vöslau / Austria

Post » Śro sty 18, 2006 21:27 Pierwszy dzień :)

Wczoraj przygarnęłam z przytuliska siedmiomiesięczną kotkę. W domu czekał już na nią półtoraroczny kocurek. Na razie ich wspólne kontakty ograniczają się do fukania, powarkiwania i prychania za strony kocurka i stoickiego przyglądania się tym wyczynom ze strony kotki. Ona jednak jest znacznie bardziej empatyczna od niego, kiedy on pomiaukuje ona natychmiast mu odpowiada. W drugą stronę będzie znacznie trudniej. Pierwsza wspólna noc już za nimi :) obyło się bez "łapkoczynów" chociaż było dużo miauczenia i prychania... dzień za to minął na spaniu, zabawie każdego z osobna i oswajaniu się z nową sytuacją :)
ja natomiast wciąż jeszcze siedzę jak na szpilkach, czy uda im się znaleźć wspólny koci język.
dobrze, że Was znalazłam, część moich obaw powolutku się rozwiewa. zobaczymy jak to będzie :)
pozdrawiam wszystkich :)
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
Zapraszam na bazarek Kotów i Spółki :) http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=20&t=144346

Poddasze

 
Posty: 5773
Od: Śro sty 18, 2006 19:07
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro sty 18, 2006 23:22

Będzie dobrze :D tylko trzeba czasu :ok:
Obrazek Obrazek
z nami także 4kocie ogony i jeden psi

Klaudia

 
Posty: 13579
Od: Wto cze 01, 2004 21:30
Lokalizacja: prawie 3miasto;)

Post » Pon sty 23, 2006 12:29

u mnie już tydzien minął i dalej jest mordobicie... :(
Maja(rozpieszczona kotka , 10lat z nami) niestety nie akceptuje Alicji(ta ma 2 lata)...
narazie jest tak, ze każda siedzi w swoim pokoju z osobna kuweta, miska i kocykiem, ale jak tylko Maja widzi Alicje to warczy,miałczy (a własciwie to płacze i wyje), i staje w pełnej gotowosci do ataku. Troche bylam w szoku bo Maja bylam starym łagodnym kotem, tylko pojesc, pomyziac sie i pospac.
a teraz jak usłyszy samo imie alicja to warczy. Spokojna kotka okazala sie chuliganem, to tez wszyscy domownicy wołaja na nią chultaj.mam nadzieje ze to sie zmieni...bo chwila nieuwagi i Maja zrobi Alicji krzywde
:(

wiara

 
Posty: 96
Od: Czw sty 12, 2006 14:54
Lokalizacja: Piekary Śl.

Post » Pon sty 23, 2006 16:47 wieści z frontu

Wiara... w sobotę byłam u weterynarza i lekarka opowiedziała nam o swoich kotach. półtora miesiąca były walki między nowym i starym kotem. bardzo długo trwało nim koty przyzwyczaiły się do nowej sytuacji. tak więc spokojnie... u mnie może było o tyle łatwiej, że jedno i drugie było małe. kocur półtora roku, kotka siedem mmiesięcy. mordobicia nie było, ale powarkiwania i prychanie było przez pierwsze dwa dni chyba równie wymowne co trzepnięcie łapką po pysiu drugiego kota. spały w oddzielnych pokojach. najgorsze było to, że kotka szukała kociego towarzystwa. a mój (łagodny, kanapowy kotek, który moje wyjście do pracy traktował jako największa karę) nagle okazał się zadziorny i nieprzyjazny. W sobotę już razem się bawiły, ganiały za sobą w kółko i demolowały w zabawie mieszkanie (blians strat: rozbity świecznik, piaske z kuwety rozniesiony po przedpokoju, bo im się plażowania zachciało ;), notorycznie zwalany obrus i prześladowane kwiatki :) bilans zysków: zdrowiejąca kotka, mruczenie podczas pierwszego głaskania i ostatnia noc przespana w towarzystwie kota na moim łóżku :)
Trzymam kciuki za oswajanie się kotek. Będzie dobrze. Nie trać cierpliwości :) podobno koty prędzej czy później się dogadają. często dzieje się to za sprawą przypadku.
trzymam kciuki :)
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
Zapraszam na bazarek Kotów i Spółki :) http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=20&t=144346

Poddasze

 
Posty: 5773
Od: Śro sty 18, 2006 19:07
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie sty 29, 2006 18:57

Wow, przebrnełam przez cały wątek :) i stwierdziłam, że u mnie jest w miare dobrze. Dokociłam się tydzień temu. Rezydent to 4miesięczny kocur Biszkopt, nowa to miesiąc młodsza kociczka Bajka. Pierwsze dwa dni dokocenia to było prychanie i warczenie , ale tylko ze strony nowej Bajki, Biszkopt wykazywał wielkie i raczej przyjazdne zaciekawienie. Po dwóch dniach Bajka dała już Biszkoptowi podchodzic na odległość kilkunastu centymetrów. Teraz, po tygodniu, koty się akceptują, nawet czasem śpią razem na jednym meblu i raz jeden jedyny jak narazie Bajka dała się Biszkoptowi wylizać po uszach. Niestety Bajka wogóle nie chce bawić sie z Biszkoptem. Ogólnie koteczka jest zabawowa, smiga za zabawkami bardziej niż Biszkopt, ale jego calkowicie olewa. Sama nie zachęca go do zabawy, kiedy on ja zachęca, ucieka. Stąd moje pytanie, może idiotyczne, bo mam dwa koty dopiero tydzień, ale czy jest szansa, że Bajka kiedyś zechce bawić sie z Biszkoptem? bo on mi usycha od niespełnionej ochoty na zabawe z kocicą, robi sie jakiś osowiały z tego wszystkiego. Aż mi żal czasem na niego patrzeć. Staram się sama go zabawić ,ale on ze mną nie chce, on chce z Bajką. Czy moge tu jakoś pomóc czy po prostu czekać, czekać?
Obrazek Obrazek Obrazek

anie

 
Posty: 1541
Od: Czw sty 19, 2006 19:30
Lokalizacja: z usa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Majestic-12 [Bot], Paula05 i 155 gości