No i zawiozłam Mrusię do Henryki. Podróż Mrusia spędziła na moich kolanach demonstrując współpasażerom jaki kot potrafi być grzeczny i przymilny. W domu Mrusia wyszła od razu z kontenerka i ruszyła na zwiedzanie terenu.
Pierwsze spotkanie z Korkiem wyglądało tak.
Potem Korek wyglądał tak.
Jeszcze później Korek wyglądał nieśmiało z za komody raz z jednej

a raz z drugiej strony.
Mrusia zwiedzała i szukała kotów.
Tu zaskoczony przez Mrusię Korek i stara wycofać się na ścianę.
Smyk nie był zachwycony obecnością nowej i miał niewyraźną minę.
Potem była chwila zabawy ze światełkiem lasera.
Siusiu

i kupka.
Mrusia podjadła trochę suchej karmy. Na koniec odkryła duzy parapet, na kórym będzie pewnie spedzała wiele czasu.
Tak więc pożegnałam najwspanialszą kotkę jaką miałam okazję gościć w moim domu. Nie ukrywm, że z żalem. Już mi jej brak i tylko pocieszam się tym, że przeleje swoje uczucia na Henrykę.