Już jestem z malutkim. Jest lepiej niż myślałam, malutki jest zupełnie zdrowy, odkarmiony dość dobrze przez tamtejsze karmicielki, właściwie czekał na mnie zamknięty w pewnym pomieszczeniu. Trochę go chyba nawet umyły, czy coś

. Ma jeszcze mleczne ząbki i cieniutki ogonek.
W mieszkaniu mojej babci początkowo był przepłoszony, ale kilka godzin później już spał ze mną w łóżku. Załatwił się do kuwety, kupa ładna. Oczy ma czyste no i piękne. Czasami kaszle - może to robaki, a może leciuteńkie podziębienie.
Ponieważ miał kontakt z ludźmi od zawsze, jest niesamowicie kontaktowy, cały czas mruczy i ugniata, chce być jak najbliżej człowieka. Zamknięty wczoraj na chwilę w łazience bardzo płakał

. Koty też kocha, tylko tych samców niewykastrowanych ogródkowych bardzo się bał.
Jechałam z nim autobusem ponad dwie godziny, w transporterze bardzo panikował, wzięty na kolana przespał całą prawie drogę, raz na jakiś czas się rozglądał zaciekawiony.
Spróbuję zrobić mu zdjęcia za chwilę.
Teraz jest już u mnie. Zrobił siku i małą kupę do kuwety. Poznał się z moimi futrzakami. I wybrał moje kolana. Mruczy mi tu teraz.
On jest właściwie gotowy do adopcji. Potrzebny był by mu domek z co najmniej jedym kotem, może u jakieś starszej osoby, chociaż niekoniecznie. On raczej nie ma straszliwego temperamentu. Jest spokojnym, mruczastym, przytulnym koteczkiem.
Jak trochę ochłonę to skontaktuję się z marinellą i ustalimy, co dalej z Czarnuszkiem.
No ja już go kocham oczywiście.

Znów będę miała problem, żeby go oddawać.
Marzy mi się dla niego wspaniały dom.