
moja mama nie mogal mi uwiezyc, ze koty to mleka nie pija i ze na 100% znow cos wydziwiam i kota glodze. wiec zagrzala mleczko, ostudzila i zaczela wolac- ja na to, ze Dyzio nie umie jeszcze przychodzic na zawolanie, a mama, ze nie przychodzi, bo ja zle wolam...
przytargala Dyzia i podstawia mleczko, a koteczek ucieka (ha ha) no wiec lapke wsadzila do mleczka - a koteczek zamiast ja oblizac to zaczał nia trzebac tak jakby byla czym obrzydliwym umazana...a i tak bylo na mnie, bo kota do mleka nie przyzwyczailam, bo sama nie lubie i dlatego jest chudy...no coz...
za to Dyzio cudnie zjadl dzis pol gotowanego kurczakowego uda (z obiadowego talerza na uroczystym rodzinnym obiedzie)
Pragnę dodac, ze w moim rodzinnym domu, nigdy nie bylo kotow (chyba, ze na krotko...)
jestesmy w domu. Dyzio strasznie plakal podczas mycia lapki, ktora sobie qpalem uswinil..nawet Moli mu wspolczyla...


teraz wyleguja sie jedno pod nogami drugie na kolanach i sobie spia..