Trzymam kciuki za Kalego. Mam nadzieję że ciepłe myśli mu jakoś pomogą.
Akcja wypuszczanie kocura przebiegała bardzo sprawnie. Wydzwoniłam uprzednio powiadomioną karmicielkę, czyli średnio wrogą sąsiadkę. Na szczęście przyszła bez maxymalnie agresywnej karmicielki nr 2. Na własne oczy zobaczyła że kocur bez paniki wyszedł z transporterka i jakby nigdy nic dopadł misek. Stałyśmy z Iskrą i delikatnie uświadamiałyśmy i o dziwo był pozytywny odzew. Pani powiedziała że po naszej akcji podzwoniła i porozmawiała z gminą i o dziwo tam też jej zalecali kastrowanie kotki i leczenie maluchów. Zmowa normalnie...
Ulga straszna że uświadamianie trochę podziałało. Szyby w aucie całe

Maxymalnie agresywna pani spluwa na mój widok, ale nie atakuje.
Niestety kocica już mnie nie lubi za mocno i jak daję jeść to nie wychodzi się miziać tylko czeka aż sie odsunę i dopiero zajada. Kociak wygląda tak sobie. Jest już zimno więc więcej czasu spędza w piwnicy niż na zewnątrz.
Czekam na rozwój wypadków od strony pani już przekonanej do kastracji.
Pozdrawiam