Balbinka jest z Azylu w Konstancinie. Urodziła się w piwnicy, potem ją, jej mamę i rodzeństwo wzięła do siebie starsza pani która je oswajała z zamiarem znalezienia im domu przez Azyl właśnie. Podobno była w Azylu tylko kilka dni, a juz jeden dom zdążył ją odrzucić. Miała być kotem "dla dziecka" a pierwsze co zrobiła to wlazła pod szafę i siedziała tam 2 dni... więc rodzina zdecydowała, ze taką niepraktyczną zabawkę trzeba zwrócić.

Szukałam wtedy kotki do towarzystwa dla znudzonego Niutona. Zadzwoniłam do Azylu i powiedzieli mi, ze jest jedna taka czarna. Przyznam, ze nie myślałam o czarnej kocicy ale jakoś zebraliśmy się i pojechaliśmy. P. Irena powiedziała, ze kocica źle się czuje wśród innych kotów i tak się boi, ze musi zamykac ją w łazience, gdzie cały czas siedzi. no i zrobiło mi się jej tak żal, że nie mogłam ją zostawić. Wzięłam na ręce czarną puchata mruczącą kulę (teraz już wiem, ze Balbina często mruczy ze strachu) i myśląc "o jeeezu, czarny kot?" Zawiozłam do domu, oczekując, ze zaraz wlezie pod szafę i posiedzi tam z tydzień. Nic z tych rzeczy. Balbina raźno wytuptała z koszyka, podniosła ogonek i nie zwracając uwagi na buczącego Niutona zaczęła zwiedzac mieszkanie, wysikała się do kuwetki i na wszelkie sposoby objawiała swoje zadowolenie. Po dwóch tygodniach okazało się, ze mimo swojego wieku (4-5 miesięcy) jest w ciąży, a po przyśpieszonej z tego powodu sterylce ciężko zachorowała i tylko cudem udało się ją uratować. Dotąd się zastanawiam czy przyniiosła jakies choróbsko z azylu i to wyszło dopiero, jak po sterylce obniżyła jej sie odpornosć? Teraz to już nieważne. Jest z nami od półtora roku, dalej jest okropnym tchórzem, głaskać sie daje tylko na leżąco i za nic nie wejdzie nan kolana. Wzięta na ręce zwisa z nich z cierpiętniczym wyrazem twarzy, mruczac asekuracyjnie żebyśmy się przypadkiem nie obrazili, a jak tylko poczuje że uścisk się rozluźnia to zwiewa z szybkością światła... Ale za to nikt nie wita nas takim wybuchem radości jak wracamy do domu. Kocury od razu leca grzebać w reklamówkach, a Balbina zadziera ogonek i z głośnym miaukiem prowadzi nas na swój ulubiony dywanik, gdzie się uwala i wystawia brzuszek do miziania. Jest doskonałym i bardzo szybkim łowcą, mimo że mocno jej sie utyło od czasu choroby. Świetnie dogaduje się z innymi zwierzętami, takze z psami. Pamiętam jak pojechała z nami do teściowej, gdzie w domu panuje stara dominująca kocica, piorące po mordach wszystkie inne koty. W pewnej chwili Balbina wybrała sie podeżrać chrupki z jej świetej i nienaruszalnej miski. Kocica swoim zwyczjem ŁUP ją po łebku łapą. A balbina zamiast zwiać jak inne uniosła stoicki wzrok, powiedziaął "miau?"
i powróciła do konsumpcji. Kocicę teściowej zamurowało...
Balbina bardzo się stara być grzeczna. nie trzba na nią krzyczeć albo psikać wodą, ani stosować innych środków wchowawczych. jedno spojrzenie wystarczy, żeby przywołać ją do porządku. Boi się wielu rzeczy i nie lubi gosci, a nade wszystko dzieci - nie cierpi ich. Bywa też bardzo wesoła i rezolutna, bawi się myszkami i laserkiem, ale tylko przy nas. Przez rok nauczyła się nadstawiać łepek do głaskania zamiast chować go na widok uniesionej ręki, wystawiać brzuszek i wskakiwać do nas na kanapę. Nie wiem, czy miała jakieś traumatyczne przeżycia - kiedyś tak myślałam, ale teraz wydaje mi się że to po prostu taki typ. Bardzo mnie ujmuje to, ze kocha tylko nas i przy nikim nie jest taka jak przy nas. tylko my wiemy, jaka jest naprawdę - inni znają ją tylko jako cień za firanką...
Jest piękną kicią, choć trochę grubą

, ma cudowne puszyste lśniące futro. Wyglada na to, ze jest u nas szczęśliwa i bardzo się z tego cieszę.