» Śro wrz 28, 2005 19:43
Zbyt wiele pochowałam kotów wychodzących, cudzych kotów dla jasności, bo ja mam tylko jednego kota, który BYŁ wychodzący, żeby obojętnie przejść obok tego tematu.
I wątku Wojtka nie traktuję jako naukowych danych statystycznych, ale jako przestrogę.
Mój pierwszy kot jest kotem wziętym z podwórka. Teraz ma 12 lat, lata całe wychodził, a raczej uciekał z domu, aż kiedyś uznałam, że nie mam zamiaru zbierać rozjechanego kota z ulicy, zabudowaliśmy balkon, Gwóźdź siedzi w domu - pewnie nie jest najszczęśliwszym kotem na świecie, ale przynajmniej jest bezpieczny, a ja mogę spać spokojnie, wiedząć, że nie zostanie otruty, że żaden palant go nie zastrzeli (tak, szczególnie zimą u mnie na osiedlu to nowa "zabawa" debili - strzelanie do psów i kotów), że nie zostanie potrącony przez samochód, że nie zostanie upo0lowany przez jakiegoś rozwścieczonego psa, którego szczuje na inne zwierzęta właścicel (to także jedna z "zabaw" osiłków o podgolonych karkach na moim osiedlu), wiem, że nie zginie tak jak kot mojej koleżanki - uduszony w węźle ciepłowniczym, i tak dalej.
Kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!
[...] jesteś tym, co jesz... kabanosem w majonezie"