No ja mieszkam na przedmieściu Bielan Warszawskich... i mam jakies 5 mintu na piechotke do Kampinosu... no i wlasni na obrzeżach lasu chodzi ten kiciuś... no i jak wracałem do domu z ogniska... to byl, podszedl do mnie, poglaskalem go, dal sie wziac na rece... ogolnie jak domowy kociak... pozniej szla grupka typkow (czasami zaluje ze ich znam) i jeden chyba kopnal tego kotka

((... pozniej jeszczedo mnei chyba podszedl... pojechalem do domu, zeby zapytac babcie... no ale nic z tego... no i mam problem... to stwierdzilem, ze chociaz mu zawioze jakas skrzynke plastikową, z trocinami przykrytymi jakims materialem, zeby sie polozyl i nie bylo mu w nocy tak zimno... bo jest mrozno naprawde... przyjechalem... wolam, kiciam... i nic

((... calkiem dlugo tam bylem i nic... nie podszedl... nie wiem, czy sie gdzies schowal, czy zrazil sie tym kopnieciem (nie przeze mnie oczywiscie)... czy poszedl dalej (chociaz w to watpie, bo siedzial tam od jakiejs 15:30 do... no wlasnie, gdzies do 22:00...:/). A moze po prostu nie wychodzi dlatego, ze ja do niego kilka razy przychodzilem i kicialem... ale potem za pare chwil odchodzilem... nie wiem... mam nadzieje, ze jutro go zastane... i prosze Was o odzew, bo jak widzicie ja nic nie mgoe zrobic... no i kolega tez juz raczej odpada, jesli chodzi o przechowanie... juz nawet przez chwilke myslalem o tym, zeby oddac go do schroniska, chociaz na przechowanie... ale sam nie wiem...schronisko daleko, a poza tym no coz... kazdy wie jakie tam warunki... :///... POMÓŻCIE... kociak jest naprawdę słodziutki...