Dąbrowa GórniczaAbsolutnie odradzam lecznicę Feliksa Molickiego na ulicy Majakowskiego 27. Najbardziej rozreklamowana i zarazem najgorsza z możliwych. To po prostu rzeźnia dla zwierząt. Liczy się dla nich tylko i wyłącznie kasa.
- kilka miesięcy leczyli mojego kociatego Hexidermem, uparcie twierdząc, że zmiany na jego nogach są wynikiem infekcji bakteryjnej. Stan coraz bardziej się pogarszał, sierść w tym miejscu całkiem wypadła,a na moje sugestie, by przeprowadzić testy i zmienić leczenie nie było żadnego odzewu. Po wizycie u nieocenionej, a w tym wątku już wymienionej pani Lewickiej z Mikołowa okazało się, że to grzybica. Po trzech miesiącach została pokonana.
- ukochanej suni mojej znajomej pozwolili tak po prostu po operacji wykrwawić się na śmierć. Miała ropomacicze. Prawdopodobnie nie podwiązali prawidłowo wszytkich naczyń, a rana była źle zszyta. Pies krwawił po zabiegu w klatce i nikt się tym zainteresował do momentu, gdy przyjechali właściele i zaalarmowali cały personel - nawiasem mówiąc bez skutku. Umierający na rękach zrozpaczonych właścieli pies nie wywołał tam najmniejszego poruszenia, krztyny współczucia, czy też pomocy. Nie wyrażono też najmniejszej skruchy z powodu jego śmierci. Zwłoki ZAWLECZONO (mimo, że nie była to szczególnie duża psina) pod nogi właścicielom w czarnym, foliowym worku. ZERO współczucia, a jedynie astronomiczny rachunek.
- Zwierzęta usypia się tam wbijając im igłę w serce (znajomy do tej pory płacze, gdy wspomina jak potraktowano jego śmiertelnie chorego psa)
- lekarze niekompetentni i chamscy w obejściu. Zdarzyło mi się tam kupić porcję Virkonu. Pani doktor, która do mnie wyszła po pierwsze bardzo niegrzecznym tonem spytała co to w ogóle za środek i do czego służy, bo ona pierwsze słyszy

,a następnie przy odważaniu mi porcji stwierdziła, że Virkon strasznie śmierdzi, moje mieszkanie musi więc też strasznie cuchnąć
- gabinety lekarskie pomimo nowoczesnego wyglądu poczekalni są po prostu BRUDNE. Stoły po wizytach zwierząt nie są w jakikolwiek sposób czyszczone, o dezynfekcji już nawet nie wspomnę. Pełno na ich sierści, krew też się zdarza. Podłogi również to dotyczy - jest brudna. W czasie leczenia tam kociatego nie zdarzyło się , by nie nie była ona zachlapana krwią i innymi substancjami, które w KLINICE, bo tak dumnie ta placówka się nazywa natychmiast powinny być z niej usuwane. Ta podłoga jest mówiąc bez ogródek po prostu ZASYFIONA. Widziałam również, że, gdy pewien pies oddał ze strachu na podłogę mocz, starto to bardzo ,ale to bardzo byle jak suchym mopem. O myciu nie było nawet mowy. I nikogo nie rusza, że w ten sposób zwierzęta mogą się od siebie zarażać.
Tak samo jak nie obchodzą ich uczucia właścicieli zwierząt - nic nie tłumaczą, są wyjątkowo aroganccy, warczą wręcz na nich.
Wiele szumu i reklamy, ale wiedzy, a tym bardziej miłości do zwierząt mniej niż zero.
bastet78 - 01.09.2006 pisze:Odradzam:zwłasza jeśli chodzi o koty - uśmiercili ciężarną kotkę moich Dziadków,kotom Znajomych na kontrolnych wizytach przy okazji szczepień całkiem zdrowym i dobrze czującym się kotom wmawiali coraz to dziwniejsze choroby(koci AIDS, k.białaczka i takie tam)przepisując drogie leki i zbędne zabiegi, kociska się namęczyły przez 10 lat życia jak nie wiem. W końcu po sygnałach, że inni też tak z nimi mają, po zejściu na stole operacyjnym drugiego tychże znajomych kota, Ci poprosili o sekcję u wojewódzkiego inspektora weterynarii(bardzo słono płatna niestandardowa usługa)i okazało się, że kot nie mógł mieć przypisywanych mu chorób. Mojej kotce w ostatnim stadium nowotworu zalecili zabiegi laserem-absolutne przeciwskazane tak u zwierząt jak i ludzi, dobrze, że mam pojęcie o ludzkiej medycynie, bo pewnie zdesperowana bym się zdecydowała w tym wypadku b.szkodliwe zabiegi

.
Kidyś za to pracowała u nich bardzo miła panienka, młoda lekarka z długaśnym blond warkoczem(nie znam nazwiska) miała cudowne podejście do zwierzaków i była b.delikatna, ale niestety już nie pracuje.
http://www.molicki.pl/P.S
Pan Feliks Molicki -
zdiagnozował mi źle kotka 1,6 miesięcy. Powiedziła,że ma katar koci,a on miał prawd. FIP bo 4 rodz. antybiotyków nie pomogły.Męczył się 3 tygodnie. Na koniec wyglądał,jak smierć. Coś strasznego...prawie zanik oczu...I okrutna śmierć

To było w 2004 chyba....
nomiczek - 21.09.2006 pisze:Dziwna sprawa. Mam zupelnie inne zdanie. Lecznica bardzo czysta a podejscie wetow fantastyczne. Moze w miedzyczasie weci sie zmienili? Malego kotka zawiezlismy do nich w stanie krytycznym. Lezal bez ruchu, nie reagowal, wczesniej mial biegunke, wymioty, odmawial przyjecia jakigokolwiek pokarmu. Zabralismy go do tej lecznicy z polecenia znajomej - milosniczki kotow i znawczyni tematu. Dostal antybiotyk, lek na brzuszek, sole - jeszcze tego samego wieczora stawal na nogi. Kilkudniowa kuracja sprawila, ze rozbrykany maluszek, o ktorym mowiono, ze moze nie przezyc, wyjechal razem ze mna do domu do Poznania. Zanim nadeszla poprawa byly momenty krytyczne - dzwonilismy z pytaniami i za kazdym razem cierpliwie nas wysluchano i udzielono odpowiedzi. Na wizytach kotek zostal wyglaskany przez wetow. Swietne podejscie. Przekazali nam tez wiele cenny rad co do opieki nad malucham. Jest tam bardzo fajna, mloda wet., Marta Rodek, ktora jak tylko widziala nas w poczekalni pytala co z malym, mowilam nam tez o przygodach ze swoim kotkiem. Zabralam go do domu, do Poznania. Wybralam sie do polecanej tu lecznicy na Grunwaldzkiej - i sie zalamalam. Tam dopiero wszystko wyglada okropnie (wyglad gorszy niz poPRLowskie przychodnie) a lekarz byl niemily i wyjatkowo nieprofesjonalny.
10.2010 sharmanka pisze:Mieszkam tuż obok tej lecznicy, właściwie widzę ją z okna. Ale już sobie przyrzekłam, że nigdy z niczym tam nie pójdę. Choćbym miała najbardziej niekomunikatywne zwierzę i zwykłe szczepienie, to wsadzę w auto i pojadę do Sosnowca do Abacusa.
Mój pierwszy kot prawie zszedł im przy kastracji. A po latach i tak mi go w worku na śmiecie oddali, bo zostawiłam go u nich na zabieg. Dostał w nocy zawału serca, którego nikt nawet nie zauważył...
Poprzedniego kota, który jak się okazało miał białaczkę, leczyli na "silne pasożyty wewnętrzne"... Białaczki nie leczyli bo nie mógł mieć, gdyż był szczepiony... Tylko, że to do nich zaniosłam kota w dwa tygodnie po znalezieniu i kazałam zaszczepić na wszystko. I pan doktor powiedział po szczepieniu, że tylko wścieklizna mi została... Później wyszło, że wścieklizna i właśnie białaczka...
Tylko raz kota zaniosłam tam na zastrzyk, bo ta młoda laska, co tam teraz najczęściej siedzi,trzy razy wbijała kotu jedną igłę... "bo on się cholercia tak rusza"...
No i na wściekliznę też u nich kota nie mogłabym zaszczepić, bo po co? Nie ma wścieklizny w okolicy, a kotów się generalnie na to nie szczepi.
Jestem absolutnie na nie. I nie chodzi tu o mój żal. Szkoda mi zwierzaków. Jak ktoś powyżej napisał, to zwykła rzeźnia.
08.2011 magdalena82 pisze:Co do tej kliniki to powiem przede wszystkim UCIEKAJCIE! Zwierzeta leczone na inne choroby niz te ktore im dolegaja, niewyjasnione zgony, brak higieny. Nie mowie nawet o podejsciu lekarzy do zwierzat bo to jest katastrofa. Mialam do czynienia z dwoma lekarzami. Nie bede opowiadac konkretnie o historii choroby powiem tylko ze zmiana weterynarza uratowala zycie mojej kotce. Gdybym wrocila do kliniki Molicki prawdopodobnie bym juz jej nigdy nie zobaczyla! Bylam i jestem wsciekla na takie partactwo. Ludzie ktorzy zbijaja duze pieniadze na zwierzetach i ich wlascicielach i tlyko to sie liczy!