jechalyśmy na łapankę ze świadomością, że w słoneczne popołudnie to koty gdzieś pewnie śpią... Iże może się nie udać.
Pojechałyśmy z Ann, Gosia która tam pracuje juz czekała.
Kotów oczywiście nie było.
Kicic kicic, kici kicic.... biegną
Super!!
Rozstawiamy klatkę łąpkę, wsadzamy jedzonko, pół minuty, myk. Jest pierwszy maluch.
Znów rozstawiamy, do klatki wchodzi drugi maluszek. Jest za lekki by uruchomić zapadkę

Podchodzę i ręką ją opuszczam
Super
Teraz "tylko" matka.
Rozstawiamy klatkę z jedzeniem w środku, robię ścieżkę z wołowiny, odsuwamy się i czekamy. Kocica pooowoooli idzie wołowinowym śladem. Wchodzi do klatki i wyjada karmę na żurawia- yak wyciąga szyję żeby tylki nie stanąć na zapadce. Cholera. Powoli zbliżamy się, może uda się znów ręcznie ją opuścić. Kocica próbuje się wycofać i trąca zapadkę. Udało się
Całość trwałą może z 5 minut

a cały pobyt tam z rozmowami, pożegnaniami kociaków z panem ochoroniażem

w sumie z 20. Błyskawiczna akcja
Pojechaliśmy do lecznicy, kocica (drobna, młoda koteczka) została na sterylizację a maluchy po przeglądzie wylądowały u mnie. Ogólny stan dobry, tylko staaaada pcheł mają :/
Inka 800g (z tą wąską białą kreseczką na pysiu)
Irysek 900g (z tą większą plamką na nosku)
Tylko proszę się nie pchac do kolejki, nnikomu ich na razie nie oddaję
