Nie mialam dzis za bardzo czasu i sily pisac... Luniak ma od rana biegunke, nie jakas bardzo duza, ale u niego wsztstko niepokoi mnie bardzo... Od kilku dni apetyt nie bardzo, za to samopoczucie niezle calkiem.
Az do teraz niestety tzn. dzisiejszego wieczora. Mimo Metacamu rano Lunek znowu zle chodzi, nie jest w stanie normalnie wskoczyc nawet na niziutkie krzeselko na balkonie
Bylo lepiej przez ostatnie 5 dni, zdawalo sie ze Metacam podzialal jakos, ze moze jeszcze sie troszke chociaz na nim ustabilizuje...tymczasem wyglada na to, ze koszmar zaczyna sie od poczatku. Boje sie co nas czeka dalej...
Nie chce zeby cierpial ale uwazam tez ze sterydy go wykoncza bardzo szybko, nie tylko z powodu chorob nerek i watroby, ale ogolnie totalnie rozregulowanego metabolizmu, znacznego oslabienia odpornosci, anemii...Ten kocio jest taki rozchwiany, przytruty lekami, zmeczony i zestresowany. Chce unikac podawania stalego sterydow jak dlugo sie da bo to gwozdz do trumny w moim poczuciu.
Ale jesli nie bedzie wyjscia... Pozyczyc lampe bede mogla dopiero w II polowie wrzesnia, nie wiem, czy wczesniej uda sie uzbierac na lampe, watpie...
Moze chociaz poszukam kogos kto laseroterapie w domu by mogl robic, moze te mate magnetyczna wynajme?
Czasem tak trudno mi wierzyc, mam poczucie, ze na Lunka nic nie dziala...