Byliśmy w poniedziałek na małym spędzie rodzinnym, do domu wróciliśmy dość późno. Podjeżdżając pod blok od razu zauważyliśmy, że w salonie świeci się światło

Najwyraźniej nasz kot-strażnik postanowił dać do zrozumienia okolicznym rzezimieszkom, że dom wcale nie jest pusty
No i byłaby sielanka, gdyby nie biedaczek Malucci

Przyplątała się do niego jakaś infekcja, najprawdopodobniej bakteryjna. Od jakiegoś czasu znowu kaszlał, dziś rano wymiotował po śniadaniu. Zadzwoniłam do pracy, że nie przyjdę, załadowałam kota w transporter i pognałam do weta. Malutek ma stan podgorączkowy, gardło, oskrzela i płuca czyste, ale znacznie powiększone węzły chłonne. No i znowu okropnie czerwone te nieszczęsne dziąsła

Zresztą na problemy z dziąsłami wskazywał od jakiegoś czasu zapach z pyszczka, po prostu zwalał z nóg
Kocik biedny przeokropnie się awanturował, pyszczył w transporterku, żeby go wypuścić (jak na złość u weta była kolejka), nie chciał się dać zbadać, uciekał po stole z termometrem pod ogonem i w ogóle cały był wielką, oburzoną i rozżaloną kulką. Biedulek mój kochany
Dostał antybiotyk i coś na podniesienie odporności. No i jutro znowu czeka nas wyprawa.