czyli - co mam teraz zrobić?
W dwóch słowach: na działkach koło mojego domu została porzucona kocica w typie ragdolla. Gdy ją zobaczyłam pierwszy raz była 2-ga połowa czerwca, sąsiedzi powiedzieli, że widują ją od wiosny z jednym młodym. Zachciało mi się jej pomóc. Wychodziłam w środku nocy z jedzeniem, ona zachwycona, turlająca się podchodziła do moich nóg i do miseczki. O dotknięciu nie było mowy. Po kilku dniach wyprowadziła z działek piątkę wygłodzonego drobiazgu, jedno już odeszło poturbowane przez psa sąsiadów. Powoli przeniosłam karmienie do mojego garażu. Któregoś dnia przyprowadziła je, sprawdziła co jest do jedzenia ... i sobie poszła. Wpada tylko na posiłki i to tak bym jej nie zauważyła. Teraz mam cztery, ok. 3-miesięczne koty w garażu. Są odpchlone, odrobaczone, socjalizowane. Śpią u mnie mając cały czas swobodę wyjścia na dwór. Rozpuściłam wici o kotach do adopcji. Wszyscy się się zachwycają i nikt nie chce ich wziąć. Przejadły moją całą emeryturę a mnie nie stać na trzymanie tego stada, tym bardziej, że oprócz nich wpada na posiłek ich domniemany ojciec i przynajmniej jeszcze jeden młody kocurek. Są fajne - łagodne, pro ludzkie, zabawowe i zdrowe. Weszły w fazę usamodzielniania. A ja nie wiem, co dalej mam robić skoro nie mogą zostać u mnie na zawsze? Dać im zdziczeć?
Potrzebuję Waszej mądrej rady.
Pozdrawiam forum, Ewa