CatnipAnia pisze:Blue - jak u nas mówią - from your lips to God’s ear!!!
Wiem, że nic się nie zmieniło, że ta nadzieja to ułamek procentu. Postaram się w ciągu 7-10 dni spotkać z paliatywnym wetem i przedyskutować opcje. A tymczasem będziemy cieszyć się każdym wspólnym dniem.
I to jest doskonały plan

Kilkadziesiąt lat życia z kotami nauczyło mnie że o ile sprawa nie jest przesądzona (w Waszym przypadku - pojawienie się nowych guzków lub guza) - to i cuda się zdarzają i koty chorują nie zawsze zgodnie ze statystykami i oczekiwaniami. A nawet jeśli w Waszym przypadku tak się nie zadzieje... Amy przeżyła piękne, długi życie a teraz macie czas na przygotowanie i wspólnych jeszcze wiele chwil zapewne. O ile los Was nie zaskoczy czymś nagłym - macie jeszcze czas na wiele przyjemności wspólnych.
Mam jeszcze dwa pytania (na razie, będzie więcej)
Dawaj

Mówisz, że komórki rakowe po usunięciu zmiany pierwotnej namnażają się bardzo szybko i ze każdy miesiąc bez wznowy to szansa. Próbuje znaleść statystyki, ale każda strona mówi co innego. Jak długi czas bez wznowi można uznać za dający realną nadzieje?
Pomijając wiek kotki. Tak całkowicie teoretycznie. O ile w ogóle jest odpowiedź na to pytanie.
Nie ma jednej odpowiedzi. Szczególnie że usunięta zmiana jest w takim miejscu iż trudno wykluczyć że coś już odrasta - sorry że tak prosto z mostu. Przy mięsaku na boku - łatwiej wymacać ew. wznowy - tym bardziej że przy odrobinie szczęścia, o ile nie naciekną na jakiś nerw - zwykle długo nie bolą i nie dają objawów innych niż ew. dyskomfort.
Ale mięsaki z ktorymi miałam do czynienia osobiście lub że tak powiem - obserwowałam przebieg choroby bo byl opisywany przez opiekuna - zwykle dawały wznowy bardzo szybko po usunięciu guza pierwotnego. On w jakiś sposób powstrzymuje zwykle pojawianie się kolejnych guzków (nie znam w sumie powodu ani mechanizmu), choć sam rośnie i rozrastają się te jego macki niewidoczne dookoła. Ale po usunięciu ta kontrola znika i często po kilku tygodniach a znam przypadek że po kilku dniach po operacji - pojawiały się guzki - dookoła cięcia lub w nim. Nasza Bunia chyba ze 3 tygodnie się cieszyła spokojem po wycięciu guzka - gdy pojawiły się mnogie w bliźnie. Po kilku dniach miała operację już bardziej rozległą wycinania tego co się da (miałam nadzieję że pozostały tylko komórki w miejscu cięcia) - a o ile pamiętam - ze 2 miesiące później miała cały bok w guzkach. Tyle że jej nie zabił mięsak, nie zdążył, los zdecydował że umrze na coś innego (posypały się nerki po 2 długich, poważnych operacjach - zdecydowaliśmy że nie walczymy bo i tak mięsak dawał jej już tylko chwilę, guzki rosły dosyć szybko, więc co dałoby intensywne ratowanie nerek, kroplówki, diety etc).
I drugie - Amy dostała Gabapentyne na nocne wokalizacje. Jednak ma na nią paradoksalną reakcję, jest niespokojna i miauczy po niej godzinami. Czy może ktoś wie, czy można ją zastąpić innym lekiem?
Moja wetka nie umiała odpowiedzieć. Chyba muszę poszukać kogoś innego, ta jest dobra dopóki koty są zdrowe…
Gabapentyna była dobrym wyborem (działa przeciwlękowo, przeciwbólowo - idealne połączenie dla staruszki śpiewającej po nocach

) - niestety niektóre koty tak reagują

Albo ścina je nawet malutka dawka. Odpowiednio dobrany i odpowiednio podany - nie otępia kota a zmniejsza lęk i działa fajnie na niektóre dolegliwości bólowe.
Można spróbować Pregabaliny - to lek o podobnym działaniu ale troszkę inny.
Można też spróbować olejku CBD dla kotów. W ogóle warto go spróbować.
Podałabym też B12 lub najlepiej sprawdziła jego poziom.
Zostawiałabym zapalone światło tam gdzie kotka się budzi i śpiewa.