Ale dobre się skończyło, w sobotę Mis drapał się trochę w ucho, nie bardzo ale na tyle że zwróciło to moja uwagę i do niego zajrzałam. Ucho wyglądało zupełnie ok, zero wydzieliny jakiejś tylko kilka zadrapań u nasady. W niedzielę już się Miś nie drapał, za to przy kontrolnym omacaniu podczas mizianek reagował na jego dotykanie. Nie mocno, ale jednak. Obejrzałam ucho jeszcze raz, poświeciłam latarką, w zasięgu wzroku nic nie było, reakcja nie była silna, Miś wesoły - więc poczekaliśmy na wizytę w poniedziałek, u naszej Doktor.
Rano jeszcze źle nie było, gdy wróciłam z pracy - Miś smutny, pół głowy obolałe, dotknąć nie pozwala nawet w okolicy oka, na macanego obrzęk pod uchem

W uchu, głęboko, jest coś. Jakiś twór. Może polip. W sumie - oby.
A przed nami majówka.
Jakimś cudem udało mi się załatwić na jutro konsultację anestezjologiczną z badaniami krwi na cito i przy pewnej dozie szczęścia być może w piątek, być może w poniedziałek uda się zrobić endoskopię tego ucha żeby zobaczyć dokładniej co w nim siedzi. Zależy dużo od tego jakie ten wyniki wyjdą, tym bardziej że Miś to kot dużego ryzyka przy narkozie.
Na szczęście lek przeciwzapalny/przeciwbólowy podziałał, dzisiaj już bolesność jest o wiele mniejsza.
Ale jestem zielona z nerwów...