Parę słów o tym, jak się żyje z Miłoszą. Kotkiem niby z działek, a jednak z kosmosu.
Gdy gdzieś siedzi, nie mogę do niej podejść. Wystarczy, że na nią spojrzę, a już przestrach ogromny i ucieczka.
Gdy ją złapię, czuć jak tężeje w rękach. Robi się jak kamyczek.
Gdy ostatnio zamknęłam drzwi do kociego pokoju (chciałam je zamknać na czas kombinowania siatki) dostała tego ślepego ataku paniki z wbieganiem na ściany i odbijaniem się po suficie. Czekałam aż przestanie i wzdychałam co za osioł.
Ten sam kotek, jest zupełnie inny gdy w nocy wstaję do łazienki. Eskortuje mnie, zagaduje, robi się króciutka i prosi na ręce. Gdy ją wezmę wtedy jest mięciutka i rozluźniona.Jak nie ona! Dzisiejszej nocy, siedziałam na kiblowym tronie dłużej niż trzeba, bo Miłka przyszła na kolana, a ja zatopiłam twarz w jej futrze i miziałam tę rozmruczaną kocicę, bo wiedziałam, że gdy tylko słońce wstanie znów będzie się mnie bać

Jedyny moment za dnia, gdy się mnie nie boi - chrupki. Ona kocha chrupeczki i akurat ona przeważnie dostaje na drapaku. Nauczyła się, że zazwyczaj ją podsadzam - wtedy bez problemu mogę ją wziąć, przewrócić do góry kołami i brzuszek obcałować. Gdy chrupki zje, znów mnie nie lubi.
Czasami jest mi przykro, że zachowuje się jakbym jej rodzinę wymordowała. No ale ze Skrobisiem dogaduje się fantastycznie. Po prostu jest najdziwniejszym kotkiem jakiego miałam.
Edit.
Inne przykłady dziwności - gdy nakładam mokre do misek, albo w ogóle nie przychodzi, albo przychodzi zobaczyć po czym wybiega dzikim galopem jak oparzona i biega po mieszkaniu.
Ma fajne efekty dźwiękowe przy zaskakiwaniu (takie krótkie kreskówkowe steknięcia).
No ale jest bardzo obowiązkowa jeżeli chodzi o witanie - wita się pięknie, chociaż trzeba uważać bo łatwo się przestrasza.
Trzy koty moje. Czwarty tylko ze mną mieszka.