
Nie wiem gdzieś Ty wygrzebała wątki w których tak bardzo pouczam i się kłócę, bo w ostatnich miesiącach ledwo mam czas i siły by cokolwiek pisać - ale miło mi że tak Cię zaintrygowałam żeś postanowiła przekopać Forum śledząc moje wypowiedzi (chyba że ogólnie mamy z jakiegoś powodu na pieńku i tylko jesteś pod nowym nickiem? tak się pytam, bo różnie bywa, ludzie czasem wracają w ten sposób), nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale dziękuję za zaangażowanie. Co do mojego charakteru - taka się urodziłam, co poradzić

Katarzynka01 - na szczęście ja mam lepsze doświadczenia, moja kotka z mięsakiem kości dzięki amputacji łapy żyła kolejne 15 lat i odeszła w wieku ponad 20.
Znam sporo przypadków kotów z rakiem płaskonabłonkowym uszu które po operacji amputacji małżowiny wyzdrowiały i żyły sobie spokojnie dalej. Cały pic w tym że nowotworów jest wiele, różnią się między sobą także zdolnością/szybkością do dawania przerzutów i miejscowych wznów, niektóre są w tym temacie bardzo łaskawe. Dużo zależy od tego gdzie nowotwór wyrośnie (czy można go radykalnie wyciąć z zapasem zdrowej tkanki), jaki, jak szybko jest zdiagnozowany, jak potraktowany, jaki wet prowadzi terapię.
Absolutnie nie jestem zwolennikiem szarpania kotem by wydrzeć dla niego kolejne dni życia, bez zwracania uwagi na komfort tego życia.
Wręcz przeciwnie - ten komfort to warunek konieczny terapii, chyba że chwilowy dyskomfort daje tak dużą szansę na poprawę że jest to warte próby. Ale tak jest przy każdej chorobie.
Jednak nie ma we mnie zgody na to by nie skomentować opinii iż diagnoza nowotworu złośliwego to jednoznaczny wyrok, bez względu na to jaki to nowotwór, na jakim etapie wykryty, jakie są możliwości terapii i jakie rokowania.
Oczywiście że nadal większość nowotworów u kotów to marne rozpoznanie - ale naprawdę nie wszystkie.
Piszę o tym uparcie - bo mam wizję kota którego właściciel dostał diagnoze ulubieńca, np. rak płaskonabłonkowy ucha i postanowi go nie leczyć, nie operować ucha, bo na Forum Miau przeczytał że rak to wyrok a leczenie to tylko przedłużanie agonii.
Podobnie jest w przypadku mięsaków kości, jeśli urosną na łapie a łapa zostanie prawidłowo amputowana zanim guz da przerzut (osteosarcoma daje zazwyczaj stosunkowo późno) to jest to praktycznie gwarancja zdrowia.
To po to się zaleca by szczepienia robić w tylną łapę lub takie miejsca na ciele - gdzie można ewentualne powikłanie iniekcji w postaci rozwoju mięsaka wyciąć z dużym zapasem tkanki - bo taka możliwość wykorzystana na czas - to także niemal gwarancja wyzdrowienia. Mięsak to paskudztwo straszne, ale też daje późno przerzuty - mając możliwość wyciąć go z dużym zapasem tkanki - ma się duże szanse wygrać życie i zdrowie.
Edit, poprawiłam kilka literówek i dopisałam info o mięsaku.