Nic już z tego wszystkiego nie rozumiem.
Wczoraj Bil dostał po cewnikowaniu Relanium w zastrzyku. Był po nim pobudzony dziwnie. To samo było, gdy 1,5 roku temu już doktorzy Relanium zalecili. Wówczas podałam pół tabletki i dostał jakby schizofrenii wtedy, skakał na meble i spadał niebezpiecznie, dlatego po jednej połówce dałam spokój i weci zamienili na Gabapentynę. Wczoraj po zastrzyku było inaczej, ale był nieco pobudzony. Dziś rano dostał 1/4 Relanium. Nie ten kot. Zero pozycji bólowej (jak do teraz - jest dopiero 13.00). Troszkę ruchliwy, ale nie w niepokojący sposób. Zainteresowany balkonem, to go wypuściłam na trochę (bardzo ciepło jest, balkon teraz cały czas u mnie otwarty). Powylegiwał się na poduszce na balkonie. Zachowuje się całkiem normalnie, jak gdyby nigdy nic.
Poleciałam dziś (mam urlop) kupić drugą kuwetę. Kupiłam oczywiście otwartą (choć namawiali mnie na krytą - ja jestem przeciwnikiem krytych). Obleciałam 3 sklepy, szukałam najtańszej

Kupiłam w końcu za 40 zł. (ta z Zooplus kosztowała mnie 35 zł). Nowa kuweta jest większa niż poprzednia. Postawiłam tą nową kuwetę w łazience (łazienkę mam maleńką, musiałam postawić niemal przy muszli klozetowej). Drugą kuwetę oczywiście zostawiłam na swoim miejscu (jest mniejsza niż ta nowa). Robiłam to wszystko bez przekonania, ale tak doradził pan doktor (pan doktor radził najpierw spróbować z kartonem i tam nasypać żwirku, ale w tej chwili Bil dla mnie najważniejszy i jestem w stanie zrobić dla niego wszystko). Wy również pisałyście o drugiej kuwecie. I wiecie co? Dziś o 12.30 poszedł do łazienki. Najpierw usłyszałam miauknięcie i wystraszyłam się, że znowu zacznie krzyczeń. Wchodził i wychodził z łazienki 3 razy. Usłyszałam w końcu chrzęszczenie żwirku (silikonowy - słychać), ale za chwilę wyszedł z łazienki. Potem znowu wrócił tam, słyszę chrzęst, długo cisza i za chwilę odgłosy zasypywania. Jak wielkie było moje radosne zdębienie, gdy wyszedł z łazienki, ja weszłam i co widzę - zrobił siusiu w nową kuwetę

Teraz położył się pod kocykiem.
Chcę jeszcze powiedzieć, co mnie bardzo wczoraj wystraszyło, a dziś zaskoczyło. Przy ostatnim cewnikowaniu, to było w maju chyba, naszego lekarza rodzinnego nie było w Klinice. To było wieczorem. Inna Pani doktor przy mnie zrobiła Bilowi cewnikowanie, widziałam jak włożyła rurkę, jak potem naciągała mocz strzykawką i wylewała do "nerki". Dostałam wtedy leki przeciwbólowe do domu. Noc była tragedią, Bil w pozycji bólowej aż do rana na podłodze w jednym miejscu. Potem pojawiła się krew. Kolejne dwa dni też były koszmarem. Obiecałam sobie, że już nigdy na to nie pozwolę. Wczoraj jednak uległam, była niemal 22.00, a Bil bez siusiu 24 godziny już ponad. Pan doktor nie pozwolił mi być przy zabiegu (ta sama Klinika), ponieważ cewnikowanie przeprowadził na sali chirurgicznej, do której pacjenci nie mają wstępu. Absolutnie do teraz nie zauważyłam jakichkolwiek negatywnych skutków tego cewnikowania. Absolutnie. Do teraz nie widziałam u Bila pozycji bólowej nawet, a nie podałam sama żadnego leku przeciwbólowego. Nic z tego też nie rozumiem.
Musiałam się wygadać Wam. Nie mówię "hop", bo nadal jestem w stresie i się boję, że to może chwilowa poprawa. Tak, czy siak - pozycji bólowej brak, brak wyraźnie widocznej apatii, kupka była rano (jeszcze przed zakupem nowej kuwety), a siusiu już o 12.30 do kuwety nowej oddane

Chyba, że po prosu cewnikowanie Bila odetkało z czegoś
Jak pisałam na początku, nic nie rozumiem.