Rano byłam u Buni i Nosi. Bunia jak zwykle niekłopotliwa, ładnie zjadła kolację. Nosia nie zjadła nic poza wczorajszą porcją mięsa. Zrobiła siusiu i to bardzo dużo na posłanko, takie bardzo chłonne. Udało mi się nieco zmoczyć kawałek papieru toaletowego w tych siuśkach i dałam do kuwety, może załapie. A rano jak weszłam do łazienki, słyszałam kota, ale go nie widziałam

Nosia siedziała na szafce pod sufitem i głośno miaukoliła. Zdjęłam ją stamtąd, bo chyba bała się zejść. Ona nie chce być zamknięta, ale musi załapać kuwetę. A tak na marginesie, kotka jest po operacji, w fartuszku, a nic jej to nie przeszkadza wskoczyć tak wysoko. Z przerażeniem odkryłam, że obok jest szacht z rurami, otwarty u góry, mogła tam wpaść. Zabezpieczyłam, oczywiście. Dałam jej tabletkę przeciwbólową i daję słowo, tak tabletki łyka tylko Tino p.Izy. Przed chwilą jeszcze raz wpadłam do kotek, na chwilę wypuściłam Nosię, trochę przewietrzyłam mieszkanie i wróciłam do domu. Wieczorem posiedzę z nimi dłużej, nie mogę zaniedbywać Buni.
Zrobiło się bardzo ciepło, chociaż wieje zimny wiatr, ale na osłoniętym balkonie jest cieplutko i koty się wietrzą.
U Kulek byłam, nawet dość długo, ale tylko Lila i Sreberko się pojawiły. Kociej mamy i kociaków nie było. Zostawiłam trochę jedzenia pod drzewem, ale czy koty przyjdą? Nie wiem. Obeszłam cały teren, dzwoniłam dzwonkiem, kiciałam, ale nic to nie dało.
NITKA/KARINKA, bardzo Ci dziękuję
