u mnie w pracy goowno, że tak powiem.
Nie mam z nim absolutnie nic wspólnego, ale tam gdzie inni, ci którzy to goowno robią, chlapią goownem i wciagaja innych znienacka w swoje goowno - no to trzeba się zachowywać bardzo rozumnie.
albo i jeszcze bardziej niz rozumnie.
Takiego czegoś to jeszcze nie widziałam. I obym juz nie zobaczyła.
Chciałam z męzem pogadać, co mam robić, ale jego to nie obchodzi. Przykre, ale prawdziwe.
Może powinnam się odstrzelić, bo w pracy goowno, mąz nie chce mnie wesprzeć, nawet tak zwyczajnie -czyli powiedzieć miłe słowo i wysłuchać/ niekoniecznie od niego wymagałam konkretnej pomocy,. dzieci juz dorosłe.
Ale co wtedy z psami i kotami? Kurde, nawet się odstrzelic nie mogę.
Niektórzy to moga sobie pojechac gdzieś tam w góry wysokie, i nawet umrzeć, jak cos pójdzie nie tak, bo ktos inny się wszystkim zajmie. A ja - nie
Zycie nie jest sprawiedliwe dla wszystkich.
No to.
Przespałam się.
I pomocną dłoń wyciagnął do mnie mój własny mózg, super że chociaż na niego moge liczyć - i zaczał mi podsuwać naprawdę dobre rozwiązania. Czy się sprawdzą -zobaczymy. Ale są rozsądne, zgodne z prawem i serio niezłe.
Normalnie właczyłam evernota, taki program do notatek w necie, i zapisuję te złote mysli. Zebym w nerwach nie zapomniała.
W pracy mnie zawiedli, serio - jak mozna robić takie głoowno i jeszcze je przerzucac na innych? że to inni zrobili. to mi się nie mieści w głowie. A juz troche lat żyję na tym świecie.
Mąż mnie zawiódł. Juz nie pierwszy raz - więc tu akurat nie jestem zaskoczona. Ale jak kto goopi, jak ja, to zawsze gdzieś ta nadzieja się tli. Ale jednak się w sumie przydał, bo dał mi swój ketonal,bo ja żadnych leków przeciwbólowych nie mam, jak miałam wrażenie że dostałam zawału, tak mnie bolało w srodku, i go poprosiłam o cos przeciwbólowego.
Ale chyba nie dostałam zawału, bo dalej zyję i po ketonalu mnie puściło.
Od lat nie uzywam żadnych leków przeciwbólowych, ziółka sobie parzę w razie czego, więc ketonal to dla mnie jak czołg albo rakieta.,Od razu mnie odcięło i przysnęłam.
Nie mogłam sobie zrobić ziółek bo nie mogłam się ruszac. A nie da się zaparzyć ziół bez ruszania się. Dziwne uczucie, jak się nie mozna ruszać.
Ale mój mózg, o którym w tych emocjach zapomniałam, że go mam- o mnie nie zapomniał i zaczął produkować wsparcie. Takie konkretne
Do tego, pewnie ze stresu mam katar, kaszel i temperaturę

i zawalone gardło.
Kaji sie oczywiście udzieliło, bo jestem średnio wesoła; a zawyczaj jestem bardzo wesoła - więc wczoraj rano , jak ją wołałam na wyjście na siku nie mogła wyjśc pod łózko. I była akcja.
Normalnie 9 rano, mocno przysnęłam, bo większośc nocy myslałam, więc szybko się ubrałam i ją wołam; ona często śpi pod łózkiem. I na zawołanie wychodzxi w sekundę.
Wołam, wołam, kurde, juz mi za gorąco, bo jestem w czapce, szaliku, butach, a ta ani drgnie. Mam łózko 2 na 2 metry, zaglądnęłam pod nie, ona na samym środku, pod łzkiem, lezy, i jak ją wołam, niby się rusza, ale się wcale nie porusza. Tylko ogonem do mnie merda. Siegnąć trudno.
Wpadłam w panikę, że może ma jakiś paraliż łap, i nie może wyjść, no bo to stary pies, wczołgałam się pod łózko/ chociaż tam miejsca na człowieka to za bardzo nie ma.
I jakoś ją wyciagnełam. Cała się spociłam. Macam,a ona skoczyła na wszystkie łapy i poleciała do drzwi, no bo chce szybko wyjśc. Przez cały spacer leciała marszobiegiem, nie mogłąm nadążyc.
Nie wiem o co chodziło. Pewnie jestem ogólnie chora i w nieodpowiednim nastroju i wołałam ją na nieopowiedniej tonacji. czyli nie wesoło jak zawsze, ale jakoś tak gniewnie. Nie wydaje mi się, ale może. Albo może pachniałam napięciem więc nie wiedziałą co robić i dla porządu machała ogonem pod tym łózkiem i udawała, że wychodzi, ale dla pewności nie wychodziła.
Więc wczoraj byłam sprytniejsza i na noc nie zdjęłam jej szelek.
Kiedy dzisiaj rano raz ją zawołałam, i było jak wczoraj - pies lezy pod łózkiem, macha ogonem i nie wychodzi, no to przypiełam jej smycz do tych szelek i pociagnełam i wyszła bardzo zadowolona z siebie.
Na spacerze oczywiście leciałyśmy marszobiegiem.
Poza tym ma normalny humor, zjadła ; troche marudziła, ale ona zawsze troche marudzi -więc wszystko w normie.
Do tego, ponieważ jestem rozkojarzona, wyprałam w sobotę niechcący z pościelą wełnianą rekawiczkę, moja ulubioną i sie skurczyła. Dobrze, że nie dwie. więc jedna jest normalnej wielkości, a druga taka jakaś nie bardzo. Jedną rękę moge w sumie trzymac w kieszenmi.
Urwałam w sobotę zamek od kurtki, bo szarpnęłam za mocno/ i kurtka do wyrzucenia. Ale kosztowała grosze, w sensie ok 5 zł, bo była ze szmateksu. Kupię sobie inna. CHociaż szkoda, bo bardzo ją lubiłam i była taka akurata; mam inne - ale arbo duzo cieplejsze albo mniej ciepłe. Ta była idelna i cały czas w niej chodziłam.
I nawet poszłam w sobotę do szmateksu, ale nie było odpowiedniej kurtki. Kupiłam sobie za to spodnie za 6 zł w psy/ tego takiego psa od fistaszków wielokrotnie nadrukowanego i potwory, taki maja nadruk,
i mają napisy MONSTER MONTER; w wielu miejscach
Będą idealne do moje pracy, bo dokładnie wyrażają moej uczucia.
Szkoda, że jeszcze nie ma na nich napisu SHIT/ niestety nie ma.
i jeszcze Elbert, który nigdy, przez kilkanaście lat nie nasikał nigdzie poza kuwetą nasikał mi do butów/ zasypałam sodą. Ale chyba będę musiała je wyrzucić.
Czyli ogólnie porazka.
Albo i gorzej.
troche osób poszło na zwolnienia psychiatryczne. Niektórzy juz na takich zwolnieniach są od wrzesnia.
Co człowiek może mieć jak się stresuje pracą? ale tak konkretnie. Depresję pewnie. A co jeszcze? z tych psychiatrycznych rzeczy.
Możliwe żeby wszyscy, a troche ich jest, mieli zdiagnozowaną akurat depresję?