Przepraszam, że nie piszę więcej o kotach ale z czasem u mnie bardzo krucho i na codzienne elaboraty nie mam najnormalniej w świecie czasu.
Oczywiście jestem winna wyjaśnienie naszym darczyńcom

co u nas się dzieje.
Otóż w niedzielę zawiozłam do domku buraska, ale to nie on miał mieć dom tylko białorudy, bo buraska chciała inna osoba z którą byłam umówiona na niedzielne po obiedzie. a białorudym byłam umówiona na poniedziałek.
Pani interesowała się buraskiem, jak już wcześniej nadmieniłam, i cały tydzień trwała moja z nią korespondencja smsowa. Pani tylko obawiała się, że kotek był niekastrowany i czy nie będzie znaczył. Na cito załatwiłam kastrację kotka aby już nic nie stało na przeszkodzie adopcji.

Cieszyłam się, bo to bardzo kochany i miziasty jest kotek, a ja nie mam tyle czasu, aby tylko jego głaskać, bo kolejka na to sporawa.
W niedzielę rano pani napisała esmesa, że finalnie pojawiły się przeciwwskazania do posiadania kota i muszą zrezygnować (małżeństwo) z adopcji.
Zrobiło mi się przykro, bo naprawdę nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
Cóż było robić, zadzwoniłam do pani do której miałam jechać w poniedziałek czy dałoby radę w niedzielę, i powiedziałam dlaczego. Pani musiała sobie poprzestawiać dzień, ale udało się z wizytą, i pani jeszcze powiedziała abym przywiozła obu chłopaków, bo tego buraska zrobiło jej się bardzo żal.
Zapakowałam koty na ustaloną godzinę i pojechałam pod wskazany adres. Pani wyszła po mnie (o co poprosiłam, bo nie poradziłabym sobie z dwoma transporterkami a i z jednym mi ciężko,) i pomogła mi. W mieszkaniu wypuściłam chłopaków i rudy bez problemów zaczął zwiedzać mieszkanie. Bury niestety zaszył się za kanapą i siedział wystraszony. To miała być tylko wizyta przedadopcyjna ale ze względu, iż pani miała już wszystko kupione dla kotka, więc umieściłyśmy go w jednym pokoiku aby już na spokojnie dochodził do siebie. Oczywiście byłyśmy z nim i go miziałyśmy a gdy zaczęłam wychodzić to zeskoczył na podłogę i zaczął miauczeć gdy już zamknęłam drzwi.
Umówiłam się z panią na drugi dzień, że przyjadę i podpiszemy umowę adopcyjną. Przyjechałam z jednym kotem do domu.
Na drugi dzień gdy pojechałam, to burasek siedział na parapecie i gdy podeszłam pod okno i odezwałam się, to zaczął miauczeć.
Teraz z każdym dniem jest już coraz lepiej i mam nadzieję, że będzie miał tam dobrze, bo pani mieszka sama i pracę ma zdalną, więc kotek zbytnio sam długo w domu nie będzie.
Także bezdomny kotek, który nie tak dawno jeszcze płakał na dachu już w swoim domku. Ja bardzo się cieszę, że udaje mi znaleźć im domy. Jest tyle bezdomnych kotów i te które mają szanse na dom, to takie próby trzeba podejmować, by nie pogłębiać bezdomności. W tym roku udało mi się sporo kotów wyadoptować jak i poddać zabiegowi sterylizacji i kastracji. Uważam, że nie tylko dawanie bezdomniakom jeść ale i szukanie tym bardziej oswojonym domu, to jest realna dla nich pomoc.
Te adopcje też mi zajmują sporo czasy, bo to i ogłoszenia, odbieranie telefonów, a do tego coś z telefonem, bo gubi zasięg i urywa się sygnał a w Orange powiedzieli abym przełożyła kartę do drugie telefonu, bo prawdopodobnie to wina telefonu, łatwo mówić....i zostaje praktycznie wychodzenie podczas rozmowy przed dom, jak zdążę zanim się urwie sygnał.
Wczoraj powyróżniałam kotom ogłoszenia na olx
https://www.olx.pl/d/962180103/?bs=olx_pro_listinghttps://www.olx.pl/d/954395886/?bs=olx_pro_listinghttps://www.olx.pl/d/954392795/?bs=olx_pro_listinghttps://www.olx.pl/d/916416197/?bs=olx_pro_listinghttps://www.olx.pl/d/958716019/?bs=olx_pro_listing