Dziś karmiąc dziczki pomyślałam, że nie widziałam dawno "swojego" liska. Zamyślona nalewałam wodę do wiaderka z przy blokowej pompy zauważyłam ruch. Jakieś stworzenie kryło się za rachitycznym krzaczkiem kilka metrów ode mnie. To był lisek. Ledwo odcinał się w mroku. Stałam i patrzyłam on czy nie on. Chyba nie on bo zrobił wielkie koło i znikł. "Mój" Lisio ma towarzysza, wielkiego nieśmiałka, który tylko oczami wśród mroku świeci. Choć czasem ciekawość wygrywa stąd wiem,że jest drugi.
Poszłam zaserwować katering kortowej Buni. Ja idę sobie jedną stroną chodnika a... Lisio zmaterializował się i zasuwa drugim. Stanęłam i gapie się. Macham łapkami by go odstraszyć. Odbiega ,czai się w mroku i wraca. Busia bardzo się go boi.Zresztą ona wszystkiego się boi. I dobrze. Gdy tak sterczałam usłyszałam ciche miaukanie. To kocica zniecierpliwiona przyszła do mnie i popędza. Nie widzi rudego bo auta zasłaniają. Co było robić. Komórki szare szaleją.Wyjęłam puszkę, szybko "przeleciałam" przez ulicę, wyłożyłam i pędem podreptałam na korty. Liczyłam, że zwierzak zajmie się żarciem i pójdzie w swoją stronę. A my spokojnie z kocicą sobie postoimy przy miskach aż się naje.
Bunia ciamka. Nie widzi,że w nędznych krzalunach z tyłu czają się ... oczy. Oczy szarego kota co to czeka aż mała zje. Tego nieznanego futra mała też się boi i zwiewa. Zajęta przysmakami nie zauważa intruza. Za to ja zauważam, ze ruda cholera stoi kilka meterków od nas i gapi się. Bunia stojąca tyłem nie widzi. Macham ręką. Ucieka. I... pokazuje się z drugiej strony. No, to już Bunieczka widzi i rejteruje . Oczy z krzaków też spierniczają. Spanikowany zamieszaniem lisio także znika. Po jakimś czasie kocica wraca i kończy jedzenie. Choć jest bardzo czujna. Oczy nie wracają.
Lisy doskonale opanowały rozmieszczenie misek kocich i miejsc, gdzie ludzie wywalają resztki. To nie tylko są śmietniki. To także ukryte placyki gdzie , dobre dusze

, wyciepują resztki jedzenia swojego dla ptaków. W tych wszystkich miejscach je spotykam. Lisy i dziki.
Rudas pokazywał się od wielu, wielu miesięcy. Widywałam go (chyba jego) często. Wpierw Rudy i Czarny bały się go. Teraz nie reagują na obecność potencjalnego wroga. Martwi mnie to bo wszystko może się zmienić gdy głód dojdzie dzikiemu do brzuszka. Widzę jego działania w każdym kocim miejscu. Włazimy na siebie w różnych okolicznościach. Pewnie zawsze tam był tylko teraz przestał się obawiać mojej osoby. Jest bardzo ciekawy. Lubi stać czy siedzieć i zerkać co robię. Czy to u wiewiórek, w lesie czy przy pompach...