Andorko, to miłe, co napisałaś, dziękuję. Nie wpadło mi do głowy, że to była bardzo ważna rozmowa, tak jakoś naturalnie samo wyszło, dzieci są mądre. Sam mi wczoraj tłumaczył co to jest życie i że wszystko żyje, zwierzęta, rośliny, pająki, motylki, tak sobie wymieniał i wymieniał a potem poszedł ratować drzewa w ogrodzie, żeby jeszcze nie przeniosły się na chmurkę i że to jeszcze nie ich czas...
Mieliśmy też inny problem, bo Silver zniknął całkiem 5 dni temu i nie przychodził nawet o piętnastej.
Niby nie mój, a właściwie na pewno nie mój, bo to kot zadbany i nie zawsze głodny. Ale miło, że wpadał, Nulka czeka, żeby się trochę pobać, coś się dzieje w jej samotnym życiu. A tu nie ma

.
Ani rano, ani w nocy, ani w dzień. Co ja się nachodziłam, misek narozstawiałam, najczarniejsze scenariusze jak film nieustannie mi się przesuwały przed oczami. Że ktoś zamknął w garażu, pies, samochód, że chory gdzieś leży, co dzień było gorzej.
Grabię tę trawę w zimnym ogrodzie, żeby zauważyć, bo może przyjdzie.
I co? Nagle idzie sobie, tak po prostu idzie

. Prosto na taras. Usiadł jak król, umył łapę, rozejrzał się i...wychoooodzi. Już sobie idzie!
To ja za nim z miską, bo może kilka dni nie jadł i z głodu pada!

Pojadł, ale tak sobie, bez entuzjazmu. Tak z grzeczności tylko.
Tłusty się robi, gdzieś go dobrze karmią

.
Można spokojnie pójść spać, ufff...