Jestem po łapance chudej i wystraszonej młodej trisi. Udany połów był.

Szybciusio wlazła do łąpki. Była bardzo głodna.
Nie pisałam o naszym pierwszym spotkaniu.
To był ranek (3-4 dni temu) gdzie wyszłam do kotów ponad 20 minut później. Jeszcze zeszło się mi przy zmianie wody w pojemnikach. Więc do wiewiór dotarłam później. Jak zwykle zajęłam się wsypywaniem orzechów. Nalaniem wody do pojemników. Zawieszeniem słonecznika...Na płaskim kawale betonu miałam zostawić saszetkę i chrupki dla wielkiego biało-siwego kota. Pewnie właścicielski jest i rzadko się ujawnia więc dostaje tylko wtedy gdy jest. Rzucam też garść chrupek dla ptaków, które czekają tylko na to. Jest ciemno ale gdy świt zabłyśnie to się pojawią. Moja czołówka wyłapała błysk oczu gdy byłam w połowie obsługi tej jadłodajni

To nie był kocur. Tylko chuda trikolorka, o zapadniętym pysiu i strachem w poruszaniu. Poszła do bloczka ale nic tam nie było. Zrobiła koło w mroku i ...rzuciła się wydłubywać z kolek rzucone chrupy. Okropnie mnie ruszyło to. Szybko nałożyłam żarcie ale ona zalękniła się moim kręceniem i uciekła.
Po powrocie zadzwoniłam do Anki informując, że mamy prawdopodobnie nowego kota. Miała pójść do znajomych z tego osiedla i spróbować cokolwiek się dowiedzieć.
Kolejnego ranka małej nie było ale zostawiłam żarcie w sporej ilości. Gdy wracałam z kateringu zaszłam tam i miska była pusta.
W kolejnej rozmowie z Anką obu nam się przypomniało ogłoszenie o zagubionych dwóch kotach w tym właśnie trikolorki. Pisałam chyba o tym jakie to było ogłoszenie marne . Tylko na fb dane zostało. Znalazłam je ale co z tego jak już je wycofali. Mieszkali w jej bloku . Ania spotkała ich. Buras sam wrócił , kocicy nie ma. Bardzo szybko poddali się w poszukiwaniach. Zero poszukiwań, zero ogłoszeń papierowych w okolicy... Zostali umówieni na kolejny dzień rano by ew mogli zobaczyć czy ta bieda nie jest ich.
Rankiem oczywiście spali ale nie odpuściłyśmy. Telefon obudził ich. Przyszli. Zero saszetki, zero transporterka... Zmilczałam. Nie pozwoliłam im się kręcić na miejscu by nie wypłoszyli jej. Naszykowałam michę cały czas ją wołając. Potem dołączyłam do naszej grupki. Wszystko było widoczne wiec nie umknie nic. Kazałam też by byli cicho. Kocica pojawiła się wybiegając z placu zabaw dzieci. Szybciusio pobiegła do posiłku. Nie reagowała na ich wołania bo to była ich-jak się okazało. Pytam czemu jej nie szukali. Opowiedziałam jak z głodu z podszycia chrupki wygrzebywała. Czemu dłubie i żre z ziemi? Bo lubi tylko chrupki

Czemu olali poszukiwania? Bo myśleli, że ją coś zeżarło lub auto zabiło.

To chyba drugi-trzeci miesiąc tułaczki. Odeszłam do swoich obowiązków zanim palnę coś nie fajnego. Nie mam czasu na puste gadanie bo czekają inne na swoje żarcie.
Z Anką jeszcze uzgodniłam, że jak kocica nie da do siebie podejść to kolejnego ranka łapkę nastawiamy. I dziś nastawiłyśmy. Nie skończyłyśmy przygotowań jak triśka się pokazała niecierpliwiąc się. Była głodna i zmarnowana. Szybko weszła. Uff.
Mam nadzieję, że będzie zdrowa i bezpieczna i nic się znowu nie stanie.
Wróciła do swoich "ludzi" i do kociego przyjaciela.