Będąc u weta i czekając w kolejce spotkałam młodego człowieka. Wzbudził deczko sensacje bo przyniósł akcesoria, do tego wielki kosz wyłożony puchatym posłaniem. Gustownie kolory były dobrane. A z tego gustownego posłanka dochodził lekki pisk. Wraz z piskiem wyłonił się stworzenie dzielnie wdrapujace się ku górze. Było to małe, ślepe, brzydkawe i nieproporcjonalne. Chude lapinki , przecinek zamiast ogonka i wielka głowa z...zamkniętymi oczami. Wszystko czarne. I jak to czarne to i głośne i zawzięte. Czyli na wizytę przybył odesek koci.
Okazało się, że młody człowiek znalazł pod swoim autem piszczące nieszczęście. Zabrał. Pojechał do zoologicznego, kupił wszystko co trzeba. I walczył co 4 godziny karmiąc dziecko. Okazało się, że pracuje w domu i nie ma problemu z czasem. Bardzo ale to bardzo był przejęty.
Wianuszek ludzi otoczył go i komentował. Prócz pochwał trafiły się też rady poparte sarkazmem.
Młody przyniósł ze sobą nie tylko kocie dziecko ale i mleko, którym karmi. Chciał by wet powiedział czy dobrze robi i udzielił rad jak i co. Więc rady dostał i od czekających. Dostało się mu, że kupił takie drogie mleko kocie. Bo przecież kota karmi się mlekiem krowim. Takim najlepiej 3,2 tłuszczu. Do tego kleik ryżowy. Takie i inne sugestie rzucane było ku chłopakowi.
Siedziałam cicho ale przy mleku i kleiku zdzierżyć nie mógłam. Krótko powiedziałam co miałam kategorycznie zabraniając podawanie takich dań. Poradziłam też mu w kilku sprawach. I wycofałam. Ale dyskusja trwała nadal. Jak niepodległości broniono to nieszczęsne mleko. Młody wreszcie uciął dyskusję mówiąc, że przyszedł do wet i zrobi to co ona radzi.
Dalej nie słyszałam bo wlazłam do gabinetu.
Trzymam kciuki za nich

Od wet wiem, że to dziewczynka kilku dniowa.
Trzymaj się mała!