zuza pisze:Utrudniasz kotełkowi życie

Ale jak! Marlonek, jako powszechnie znany przedstawiciel potomków rasy będących rzekomymi potomkami szopów praczy ze stanu Maine ubóstwia bawić się wodą. Przy czym sednem słowa "zabawa" jest w jego rozumieniu wychlustanie połowy wody z miski na podłogę, a w pozostałej części pozostawienie takiej ilości brudu, żeby nikomu nie przyszło nawet do głowy kota tym napoić. Micha z wodą stoi w naszych stałych i tymczasowych rezydencjach wyłącznie pro forma. Kot pije z wanny, kuchennego kranu, a najchętniej ostatnio z prysznica. Pakuje się bezceremonialnie zażywającemu kąpieli do brodzika i nie zważając na to, że mu się na uszy i rude czółko leje, wywala jęzor i chciwie gorące krople chłepce
No i razu pewnego, po tym, jak TŻ nocą na mokrych płytkach zrobił podwójnego Axla z potrójnym Tullupem, obił atawistyczne resztki po małpich przodkach w miejscu, gdzie plecy szlachetną nazwę tracą i wypowiedział parę słów, których finezja zadziwiłaby niejednego menela, obwinił mnie o mordercze skłonności MOJEGO kota i zagroził pozwem, oczywiście zaraz po tym jak doleci z Tirany samolotem, bo złamane kończyny uniemożliwią mu powrót do domu Włóczykijką, miska z wodą na noc ląduje... tak, nie mylicie się, w brodziku. Marlonowi to nie przeszkadza. Wychlustuje wodę z tym samym upodobaniem, jak w kuchni. Muszkieterkowi wadzi, bo w brodziku zwykł był sobie urządzać drzemki. Klimat naszej miejscówki jest dość specyficzny, bowiem w dzień dusza z ciała usiłuje wyparować, za to nocą temperaturka sobie spada do 21 stopni i klima przestaje być nieodzowna, otwarte okno z moskitierą wystarcza, ale obficie obrośnięty tkanką tłuszczową kudłaty Muszkieterek i tak uznaje, że jest mu za ciepło i się w łazience chroni.