Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Fatka pisze:Stefka rządzi. Jak je czasami ściga, to wygląda jak biegająca matrona z podwiniętą spódnicą.
Wiem, że wylizywanie może być też oznaką dominacji. Młodsze kotki chodzą na całusy i poprawianie grzywki do wujka burysia, natomiast nikt nie lubi być wylizywany przez Stefkę. Robi to po chamsku.
Ja też nie lubię- mnie akurat wylizuje, żeby zwrócić uwagę. To jest gwałtowne wylizywanie jednego, małego, wybranego punkcika na skórze, aż czuje jak mi się mięso rozstępuje pod spodem
Fatka pisze:Istnieje konflikt na linii kot bury a moje podejście do kosztów i niemarnowania.
Otóż jak to często jest w przypadku kotów hrabiowskich - NIE JEDZĄ.
Otwieram puszkę 185g, rozdzielam na 4 koty, zostawiam w miskach max do godziny i pakuje do woreczka, żeby działkunom potem zawieźć, bo moje tego co było w lodówce nie zjedzą tym bardziej.
No i kotek bury potem zaczyna mnie nękać, arie operowe wyspiewywać, że głodny okrutnie. I że żarcie dać. Nie to z lodówki, tylko koniecznie nowe, żeby sobie podziubał troszkę, zostawił i żebym spakowała w kolejny woreczek potem.
Zaznaczam, że karma sucha też jest dostępna - ale tylko dziewczyny jedzą, on nie lubi.
Po godzinie śpiewów i jęków trafił mnie szlag. Otworzyłam paszczę...i z mojej własnej paszczy odezwała się moja własna matka. Że na co ja to kupuje, jak nikt nie je, że ja takich drogich rzeczy nie jem jak one i że mu nie otworze kolejnego, żeby znowu nie zjadł!
Kot bury tego chyba nie mógł znieść więc poszedł się drzeć na parapet.
Mam kotki niejadki w domu i wypasione działkuny na ferindze, purizonie i dolinie Noteci.
Fatka pisze:Zostawię sobie te prywatę tu. Bo mi się myśli kotłują.
Czasem mi samotnie. Pewnie jak każdemu, ja jednak introwertyk mocny (i neurospicy) i nie umiem opracować idealnej proporcji towarzystwa i samotności, żeby mi się żyło dobrze, a ktoś nie czuł się odtrącony. No i umiejętności społeczne mam słabe, często czegoś nie zrozumiem, kogoś urażę niechcący etc.
Mam psiapsi która totalnie akceptuje moje dziwactwa, ale jest opcja, że wyjedzie na drugi koniec Polski - i co wtedy?
- miło jest kogoś mieć, ale ja tracę wtedy połowę mózguzabiegając o akceptację i starając się dopasować (ostatnim związku jadłam spalone placki ziemniaczane i chwaliłam że dobre)
- gdy partner przyjeżdżał na weekend cieszyłam się 2 razy - jak przyjeżdżał I jak odjeżdżał. W początkowych etapach przyjeżdżał co tydzień, byłam tym wymęczona bo nie zdążyłam się zregenerować psychicznie po jednej wizycie a on już znowu był... Chciało mi się wyć czasami.
Dziś rano otworzyłam oczy i zaczęłam myślami szukać co ja będę robić. Chałupa wysprzątana, z nikim się przez weekend nie zobaczę. Kurde. I zaraz zaczęłam myśleć o przyszłości - bo może mniej potrzebuję ludzi niż inni, ale jednak. Chciałoby się mieć jakieś kontakty, wyjść czasem do ludzi i wrócić do samotni, ale to ciezko mi wszystko idzie. Nie wiem, nie umiem, ale jak to tak ma wyglądać to jednak wolałabym to sobie inaczej rozegrać.
Żyje kotkami. Cieszę się, że je mam. Wczoraj gdyby nie myśl, że muszę nakarmić działkuny, to bym nie wyszła z domu.
Kocham stałość, nie lubię zmian, ale chyba jednak jakichś zmian potrzebuję. Nastrojowo jestem bardzo stabilna, ale boje się, że się znów osunę w czarną dupę.
Użytkownicy przeglądający ten dział: ewar, Google [Bot] i 75 gości