Katarzynka01 pisze:Teraz dopiero zauważyłam to o krwiaku. Nie doczytałam, czy dodałaś? Zresztą to najmniej ważne.
Ja kiedyś miałam do czynienia z czymś takim i zagadka nigdy się nie wyjaśniła. Pojechałam z Draculem na USG i przy okazji badania okazało się, że ma ogromny krwiak/siniak na brzuchu. Skąd i dlaczego? Nie dostawał kroplówek podskórnych, to w jego przypadku nie było możliwe, raczej zginęlibyśmy rozszarpani niż zrobili mu kroplówkę.
To wszystko jest bardzo trudne. U jednych kotów kroplówki się sprawdzają, u innych nie. I nie sądzę, żeby ktoś był w stanie wyjaśnić ten fenomen.
U moich nerkowców kroplówki się sprawdzały.
Raczej juz bylo napisane.
I co poczyniliscie z tym krwiakiem?
Dzisiaj czerwien zmienila sie w beż...
tosiatosia1 pisze:Jak Bena, jak Wy się macie?
Dzieki Tosia, że pytasz..
Bena zaczal sie slinic. Nie tarza sie, nie mruczy, prawie nie spaceruje. Chowa sie pod krzesla ciagle i tam lezy, bo łóżka mu zabiliśmy deskami. Chowal sie i nie mozna bylo sie do niego dostac z jedzeniem czy lekami. Teraz tez schowany pod krzesłem, choć normalnie wyrywałoby go na zewnątrz.
Z pysia mu zaczęło znowu brzydko pachnieć. Ogólnie też wydaje mi się, że jego zapach sie zmienił. Widać, że coś jest ewidentnie bardzo nie tak. I to tak od paru dni.
Nie wiem czy ma mdłości. Czy go coś boli. Co mu jeszcze dawać. Czego nie dawac. Przed papami sie mega wzbrania. Nawet po 12h bez jedzenia. Z mlekiem zresztą też. Nie wiem. Co otworze to jest nie tak, wiec na sile mu wciskamy juz cokolwiek, co jest dramatyczne same w sobie. Ma czesto odruch wymiotny. Totalna beznadzieja.
Co do nas to tez dramat. Moj spadek nastroju powedrowal do miejsca ciemnego, samotnego, bezradnego, beznadziejnego, bezsilnego. Wszystko ma kolor nawet nie czerni a wstretnego, smierdzacego, gnijacego brazu. Gdybym miala to do czegos porównać to to byloby najbardziej adekwatne. Ogolnie dno dna. Moje trzecie leki o dupe rozbic. Nie wiem co dalej bedzie. Nawet nie chce sobie wyobrazac. Probuje przeżyć godzine za godzina, co jest dramatem samym w sobie. Przy czym zmuszam sie do zrobienia czegokolwiek. Na przyklad do zjedzenia czegokolwiek, czy do umycia sie. Sama we wlasnej glowie juz nie daje rady.
Do tego ludzie wokol wcale nie ulatwiaja. Porobila sie tu jakas sekta zawistnych osob, ktorzy szukaja sobie kozła ofiarnego i czepili sie Bogu ducha winnych nas, wiec ogolnie wszystko dziala na nasza niekorzysc. Ferment i zgnilizna wisi w powietrzu, przez co odechciewa ci sie cokolwiek.
Nie mowiac o tym, ze po prostu boimy sie o koty. Definitywnie to jest za duzo jak na dwojke ludzi, ktorzy nic nikomu, i niczego od nikogo nie chcą. Ale to juz tak jest. Im bardziej odbiegasz od standardow dzisiejszego swiata i polemiki miedzyludzkiej tym stajesz sie latwiejszym kąskiem do ogolnego pastwienia sie, oczerniania i wymyślania coraz to finezyjnych bzdur na Twój temat. Ja nie wiem co to za hobby, przyjemnosc. Jakas forma dowartościowania sie? Nie wiem. Ten świat ewidentnie nie jest dla mnie. Moze cos poszlo nie tak i zamiast jakas dżdżownica, kotem czy krolikiem zostalam czlowiekiem, wiec totalnie nie rozumiem tego swiata i jak sie mozna tak po prostu dostosowac do niego. Nie obczajam, nie ogarniam. Nie wiem.
No i tak. Ogolnie beznadzieja. I nie jest to jakas nowoscia. Przez wiele lat rzucano mi tylko klody pod nogi, a ja sama bylam w miejscach zlych, doslownie i z moim samopoczuciem. Wiem, ze jest opcja poczucia sie lepiej, bo czulam sie lepiej dlugi czas. Moglam nazwac sama siebie bycia szczesliwa osoba. Ale teraz.. Teraz nie jest dobrze i szczerze to nie wiem co jeszcze moge zrobic, zeby sie to zmienilo. Oprocz przeczekania i spróbowania miedzy czasie jakos cokolwiek ogarnac i nie zawedrowac jeszcze nizej, glebiej i glebiej. Co jest cholera niewyobrażalnie trudne.
Standardowo nie trzeba nic odpowiadac. Po prostu u nas nienajlepiej.. Można tak to ująć. Jest wręcz chujowo. Przepraszam za wyrażenie, ale jest dosadne w punkt.
P.S. Mam nadzieję, że Wy dajecie lepiej rade..