Jesteśmy w dupie, po prostu.
To, co Kocio ma w nosku, albo głębiej, to niestety nowotwór, który się teraz bardzo agresywnie rozwija
Po kuracji antybiotykowej było lepiej, wierzyliśmy, że to bakteria, a raczej polipy + bakteria. Niestety to nie to.
Kilka dni temu znowu zaczął kichać, od czasu do czasu pojawiała się kropelka krwi, dokładnie tak, jak wcześniej. Ale poza tym był kontaktowy, jadł, miział się. Wyglądało na lekkie, okresowe, zaostrzenie stanu. Jak poprzednio.
Już w sobotę był pierwszy symptom gorszego samopoczucia. Mianowicie gdy mama wieczorem wróciła do domu, Kocio nie witał jej w dzrwiach. Spał.
Wczoraj kichał, a wieczorem miał problem z "wykichaniem", tak to wyglądało. W nocy nic nie zjadł, a zawsze ma zostawione jedzenie w miseczce. Wieczorem zasypiał w łóżku z mamą, ale w nocy widać zmienił miejsce, a od rana jest taki jakiś mało kontaktowy. Nie pozwolił sobie oczyścić noska, po raz pierwszy sprawiał wrażenie jakby go to bolało. Przyjechał pan doktor i niestety postawił diagnozę najgorszą z możliwych
Kocio jest stary, obecnie wet ocenia go na 16 - 17 lat, ile ma, nie wiemy. Doktor wdrożył leczenie, ale nie wiadomo czy zadziała, generalnie - zalecenie eutanazji
Jeśli mu sie poprawi, to chwilowo, a mama nie chce go męczyć. Mówi, że patrząc jak on cierpi, ona cierpi wraz z nim i po prostu nie daje rady.
Przykro mi strasznie z powodu Kocia, ale najbardziej boję się w tej chwili o mamę, bardzo źle to znosi, bardzo. Po prostu nie wyrabia psychicznie. Mama jest zaprzysi.eglą przeciwniczką uporczywej terapii wiodącej donikąd. Zgadzam się z nią. Ale strasznie, koszmarnie, niewyobrażalnie boję się o nią
Z tą najstraszniejszą decyzją czekamy do jutra. Jeśli nie będzie żadnej poprawy, trzeba się będzie pożegnać z Kociem
Tylko nie wiem co później z mamą, z pustym wówczas od wielu lat domem, pustym bo bez zwierząt. No do dupy i tyle
edit: robienie mu badań innych niż badania krwi, nie ma sensu, nie wytrzyma tego