avinnion pisze:Dziękuję Blue za odpowiedź. Jednak nadal nie rozumiem czy ktoś może mi nakazać kwarantannę domowa w takim przypadku. Piszesz, że wetka mnie poinformowała przy świadkach, ale moim zdaniem to nie zdejmuje z niej odpowiedzialności żeby zgłosić sprawę zgodnie z przepisami. A nie mnie obarczać dodatkowymi obciążeniami. I nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że dla mnie ryzyka nie ma. Przecież ja temu kotu kilka razy dziennie zmieniam kuwetę, daje wodę i jedzenie i jest większe ryzyko że mnie właśnie pogryzie.
Ale takie ryzyko dla Ciebie przecież zawsze istnieje.
Bez względu na to czy ten kot by kogoś pogryzł, oślinił, okrwawił czy nie.
I co jak pani dostanie wścieklizny, a ja nie zaobserwuje objawów bo tj dla mnie dziki kot po prostu to będzie moja wina?
Nie, to nie tak, pani nie dostanie tak od razu wścieklizny

U ludzi to trwa długo, chyba że ktoś zostanie ugryziony w szyję lub twarz. Ale wtedy też długo - wirus przemieszcza się w kierunku mózgu nerwami, z pewną konkretną prędkością.
Jeśli kot w momencie ekspozycji zarażał wścieklizną - to w ciągu kilkunastu dni na pewno, na milion procent umrze. Wirus w ślinie pojawia się tuż przed śmiercią.
Jeśli po okresie kwarantanny żyje i nie ma objawów ewidentnych, zaawansowanych (przy kwarantannie 2 tygodniowej, przy trzygodniowej już nie żyje) - to osoba narażona potencjalnie - jest bezpieczna.
Zupełnie inna byłaby rozmowa jakby pani po ludzku wyjaśniła czemu się nie chce szczepić i ze prosi o pomoc bo nie chce by ją od pracy odsunęli czy coś.
Dlaczego by ją mieli od pracy odsunąć???
Przecież nie rzuci się na kota czy psa na stole i go nie pogryzie

Pewnie boi się zarażenia, boi się też szczepionki - i przez to jest co jest.
Upewnij się co do tej krwi.
Bo może być i tak że ryzyka żadnego nie ma i wetka spanikowała.