
Ukraińcy mieszkający w akademiku, młodzi mężczyźni namiętnie kupują samochody. Chyba dobrymi kierowcami nie są, jeżdżą jak wariaci. Dzisiaj kolejny raz jeden z nich wjechał BMW w dorodne tuje rosnące tam od lat. Grupa mężczyzn próbowała ten samochód wyciągnąć, ale nie dawali rady. Wzięli płytę meblową osłaniającą wejście do domku, parę cegieł, które ją przytrzymywały i jeden już szedł, żeby kolejną płytę zabrać, ale mnie zobaczył i zrezygnował. Wkładali różne rzeczy pod koła, ale tak walnął, że w końcu wezwali laweciarza. Też był kłopot. Nie wiem jak się to skończyło, bo odjechałam. Dorota była wściekła, trochę napyskowała, zwłaszcza, kiedy jakiś pracownik mówił, że ślisko i że tuje to chwast, nie ma czego żałować. Ona specjalnie tam przyszła po moim telefonie. Ukrainiec dawał mi 20 zł na koty, ale odmówiłam. Koty na szczęście przyszły. Lila ładnie zjadła koło domku, Sreberko potem przyszła i dostała jeść na styropianie. Kociej mamie dałam pod przyczepą i jadła. Atola nie było. W sumie to byłam tam grubo ponad godzinę. Lilę wzięłam na ręce, wyprzytulałam. Kochana kotka z niej

egwusia, to Ted

