kwak pisze:... trzeba w jak największym stopniu odchodzić od społecznictwa na rzecz normalnej merkantylnej działalności. Co w tym złego, że organizatorzy wystawy wypłacą sobie pensje? Moim zdaniem nic. Bodziec finansowy jest najbardziej mobilizującym bodźcem, sprawia, że chce się pracować. ... Porzućmy wypracowane przez lata schematy działania – one się nie sprawdziły!
Coś takiego mam właśnie na myśli.
Pensja nie musi być stała, raczej powinna być zależna np. procentowo od wyników. Wystawa nie przyniosła zysków to nie ma co dzielić. Oczywiście że wystawy w swoim założeniu nie służa generowaniu zysków ale poruszają pewien mechanizm niezbędny w działalności felinologicznej. Wracają do pieniędzy, bodziec finansowy dla organizatorów nie musi być wielki... chociażby taki aby stać było na jak to Baltic ujął:" Teraz opijamy wystawę estońskim likierem, litewskim brandy, niemieckim sznapsem, duńską gorzałką i ukraińską wódką, ...." Swoją drogą gdzie Ty to wszystko mieścisz
Zreszta nie chodzi w tej chwili o szczegóły.
Jestem za tym aby przynajmniej spróbować stworzyć mechanizmy umożliwiające takie działania, jeżeli się nie sprawdzą można je zmienić. Poza tym nie każdy musi z nich korzystać. Są oddziały w których zwraca się zarządowi za rozmowy telefoniczne a są i takie gdzie pokrywa się to z prywatnych kieszeni. Które z rozwiązań jest lepsze?
Każde jest dobre pod warunkiem że dobrze się z tym czujemy. Zaraz wyjaśnie o co mi chodzi.
Nieporozumienia i trudności organizacyjne powstają ponieważ każdy ma inne pojęcie pracy społecznej. Nie wiem czy się zgodzicie ale według mnie praca społeczna jest wtedy gdy jesteśmy w stanie oddać maksymalnie tyle własnej energii by mieć z tego jeszcze zadowolenie. W większości wypadków człowiek zadowolony nie kradnie. Teraz mamy różne kombinacje "społecznika".
1. Oddajemy więcej energii niż jesteśmy w stanie dać.
Mamy tu przypadek społecznika sfrustrowanego, ponieważ powoli zatraca siebie. Czyli następną wystawe niech Baltic zorganizuje całkiem sam, zmniejszymy koszty, klub więcej zarobi a Balticowi w nagrodę damy mu pucharek z napisem SUPERspołecznik

) Wszystko fajnie tylko nie wiem czy on to przeżyje. To nie jest praca społeczna to jest samozagłada i nie zdziwił bym się gdy Baltic odmówił tego "przywileju"
2. Oddajemy własną energię ale robimy to z zamiarem jej odebrania w przyszłości. To już nie jest praca społeczna, to czysty biznes.
3. Mamy chęć coś dać ale ale w ramach rozdziału prac otrzymaliśmy taką, której nie lubimy robić. Możemy to oczywiście robić tylko jest to praca niezdrowa - to jest samobiczowanie dla dobra ogółu.
4. Oddajemy tyle ile możemy oddać dla dobrego samopoczucia a za resztę pracy wystawiamy "rachunek". To też jest praca społeczna, pod warunkiem oczywiście że reszta grupy się na to godzi.
Oczywiście nie ma ideałów więc tzw. zdrowych-szczęśliwych społeczników jest mało, każdy w mniejszym lub większym stopniu choruje na jakąś w/w przypadłość.
Do czego zmierzam? Do określenia jak powinna wyglądać praca społeczna.
1. Każdy niech sam określi ile jest w stanie oddać by mieć z tego frajdę i nie żądać nic w zamian.
2. Nie powinno się oceniać się nawzajem, każdy daje tyle ile może, nie wolno nam krytykować i różnicować ile kto dał. Jedni są bardziej zasobni w czas, pieniądze, możliwości fizyczne a inni mniej.
3. Jeżeli do wykonania jakiegoś zadania (np. zorganizowania wystawy) zabraknie nam społecznej energii uruchamiamy mechanizm motywacji finansowej. Tu prawdopodobnie dość szybko dosięgnie nas ludzka słabość-przywara , mianowicie zawiść, np. "bo dlaczego kowalski coś dostał a ja nie, w końcu mniej robił niż ja".
Nie jest dobrze gdy Komisja Rewizyjna ocenia pracę społeczną Zarządu, ponieważ w założeniu, pracy społecznej nie powinno się krytykować, bo dość szybko ludzie stracą zapał i zadowolenie. Dużo zdrowszą sytuacją jest gdy Zarząd jest opłacany, w tym momencie krytyka ze strony KR nie przynosi takich szkód, od pracownika można wymagać, od społecznika nie.