
Igę próbuję łapać. Z powodu tego, że ona zwiewa na widok łapki i podbieraka, zaczynam nosić transporter. Niech nawyknie ,że mam coś w ręku. Zawsze mam wiaderko więc może jakoś będzie. Daje się dotknąć to może uda się mi ją ucapić. Pracy i czasu trzeba. Cierpliwości. Dziś zostawiłam transporter na początku garaży na kortach. Mała przyszła. Nawet stała blisko. Naszykowałam jej przysmaczki. Stałam bez ruchu. Ona zjadła deczko i zaczęła się rozglądać. Zobaczyła pudło kontenera i najeżona jak szczota uciekła. Wcisnęłam pod podłogę co tam miałam wcisnąć i idę wiec do lasu. Wodę zostawiłam przy drodze by mieć rękę wolną. Tak sobie pomyślałam, że zawsze jest. A dziś nie było dużo w pojemnikach i dygać musiałam po raz drugi. Ale to szczegół.

Czeka Iga za płotem. Gada. Bunia też jest. Obie biegną. Choć nie pchają pod rękę jak zwykle. Stawiam pudło w miejscu gdzie zawsze stoi wiaderko. Daję małej to co przyniosłam z kortów. Jest bardzo ostrożna ale je. Jeśli skubanie można nazwać jedzeniem. Buśka w podskokach prowadzi mnie do swojej miejscówki. Stoję i czekam. Latam za nią z żarciem. Jednak jest wyjątkowo lękliwa. Do tego uaktywniły się sroki i wrony. Jak jedna usiadła na blasze płotu to rumor niósł się daleko. Nawet ja się przestraszyłam. Udało mi się Igę pogłaskać. Strasznie uważała bym do karku nie dotknęła. Boli ją? Nawet mnie zębami capła. Tak na ostrzeżenie.
Znowu przy mnie pije. Siedzi w pozycji bólowej. Chrzęści jej w paszczy. Zęby? A może ja przesadzam

Latające i drące dzioby ptaszydła strasznie ją wystraszyły. Uciekła.
Trzymajcie kciuki.