Mam sen kamienny, ale w nocy i nad ranem koty urządziły sobie imprezę. Oczywiście nie Gucia, czy Lucy, ale wiadomo które

Goniły się, po górze mebli również. Niby są ciche jak chodzą, ale jak biegają to już
inksza inszość. Dobrze, że sąsiada z dołu wyjechała, bo ktoś inny wzywałby policję.
Nad ranem zdrowo popadało, ale przestało i mogłam spokojnie podjechać do Kulek. Sreberko była koło domku, maluchy też. Ten kudłatek jest najodważniejszy, najbardziej płochliwe jest male burasiątko. Koty trochę zjadły, a potem wdrapały się na drzewo, Sreberko też, najprawdopodobniej mama nakarmi kocięta na dachu transformatora. Podjechałam dalej, zadzwoniłam dzwonkiem i Lila przybiegła. Tam dałam jej jeść, aby była spokojna i kocia rodzinka również. Kocia mama się nie pokazuje, chyba urodziła. Zostawiłam jej miskę z jedzeniem koło schodów, gdzie zwykle ma gniazdo. Oczywiście jeszcze raz tam podjadę, mam gotowanego kurczaka w rosole, kotom to smakuje.
Parę słów o Lucy. Mam zatknięte wędki przy ławie. Nie do uwierzenia, ale Lucy się nimi bawi

Ona przecież nie widzi, ma usunięte gałki oczne. W pewnym momencie wyciągnęła jedną wędkę i targała ją po mieszkaniu wydając głośnie dźwięki. Tak robią podobno koty, żeby się pochwalić zdobyczą. Kochana kotka, naprawdę.