A może przez przypadek

jakas mała kocina przywędruje na wycieraczkę?
U nas było tak:
Przychodził na dokarmianie mały kocio od sąsiadów. Miziasty strasznie.

Sama nie wiem, jak to się stało, że razu pewnego został.

(Mieszkaliśmy wtedy na wsi, TZ lubi zwierzaki, ale chyba woli psy).
Minęło kilka tygodni, przybłakała się druga znajda. Wygłodzona i wyziębiona przychodziła na jedzenie, w szopie miała urządzone spanko, ale nachalnie przyłaziła do domu. Jak przyłaziła, rezydent (jeszcze maluch) był przeszczęśliwy - kombinował, jak nowego zachęcić do zabawy.
I jakoś tak się stało, że i drugi został.
Zakumplowały się od razu.
Minął prawie rok i za serce złapał mnie malutek - rudzielec podrzucony do lecznicy.
Walczyłam ze sobą strasznie.

A tak mi się marzył rudzielec, że jak zobaczyłam biedaka 5-tygodniowego z bratem podrzuconego do lecznicy, nie mogłam tego tak zostawić.

Ponieważ była ewentualność zwrotu kota, jakby mąż stanął okoniem

, zapakowałam małego do pożyczonego kontenerka i walę do domu.
Mąż zamilkł na długą chwilę. Ja z tekstem (zresztą szczerym), że serce mi się krajało, że żal mi biedaka, że mogę go zwrócić...
Mąz był po operacji na zwolnieniu lekarskim w domu. Ledwo się do łóżka położył, mały jakimś sposobem wspiął się po prześcieradle i ułożyl panu na szyi.

I smacznie zasnął.
Pan się uśmiechnął i wreszcie przemówił.
Wybuchła miłośc wzajemna.
Potem się przeprowadziliśmy do miasta i gdy wracaliśmy z Sylwestra do klatki z nami wślizgnęła się malutka buraska. Ja za kotem, kota na ręce i do windy. Mąż wykonał minę "już ci całkiem odbija"

. Ja na to, ze kota tak nie zostawię i będe mu szukac domu.
Trochę boczył się dwa dni, ale jak po wolnych dniach pojechaliśmy do lecznicy z małą na ogląd i znalazła się chętna osoba na wzięcie koteczki - mąż miał minę niewyraźną. NIe umiał podjąć decyzji o oddaniu małej, zwalił ja na mnie.

Łatwe to nie było, ale chętna osoba była naprawdę w porządku (starsza pani mieszkajaca z mężem w domu z ogrodem, którym kocia odeszła z powodu starości), więc jednak sie zdecydowałam.
Widziałam po jego minie, że serce go boli. Ja sie zresztą popłakałam z żalu za małą

, bo jakby nie było szansy na dom, zostałaby z nami.
Faceci to takie istoty, co twardzieli udają, a tak naprawdę mają miękkie serducha.

Uważam, że jesteś na dobrej drodze.
Życzę sukcesów.
