Elżbieta P. pisze:Potwierdzam, to co mówię.
Miałam identyczny przypadek z moją kotką, która po operacji guzów na sutkach miała przerzuty rakowe do płuc. Utrudnione oddychanie, guzy pod pachami wielkości pomarańczy. Doskonały weterynarz we Francji odradził mi chemię, twierdząc, że będą to koszmarne cierpienia dla zwierzaka.
Nie mialas identycznego przypadku ze swoja kotka.
Mysza nie ma pod pachami guzow wielkosci pomaranczy (?), nie wiesz jakiego typu zmiany ma w plucach. Nie wiesz jaki typ chemioterapii mial na mysli Twoj wet, nie wiesz co planuje wet Myszy.
Dlatego mysle ze za bardzo odnosisz historie swojej kotki do historii Myszy.
Powiem tak, ze swojej strony...
Jana - ja bym sie pewnie na chemioterpie na Twoim miejscu (czy raczej w takiej sytuacji w jakiej Ty sie znajdujesz) nie zdecydowala. Ale to ja - ktora mam mala obsesje na punkcie dusznosci i dolegliwosciami wlasnie z nia zwiazanymi.
Gdyby to byl inny rodzaj nowotworu... Pewnie bym inaczej na ta sprawe patrzyla. Nie wiem. I mam nadzieje sie nie dowiedziec...
Ale Ty lepiej znasz Mysze, widzisz jak sie czuje...
Jesli ufasz Jagielskiemu, jesli sadzisz ze warto powalczyc o te kilka miesiecy, sa szanse na to ze beda one dla Myszy dobre i spedzi je szczesliwie....
To bardzo trudna decyzja... A najgorsze jest to ze musisz sama ja podjac...
Praktycznie nikt z nas, poza sporadycznymi wyjatkami, nie ma doswiadczenia z ta metoda leczenia u kotow i wszystko co Ci napiszemy sa to opinie bardzo subiektywne - a kto wie, czy jeslibysmy sie znalezli w takiej sytuacji jak Ty - czy nie zmienilibysmy zdania...
Ty masz ten komfort ze Mysza jest pod opieka swietnego specjalisty, lekarza doswiadczonego w takich metodach - nie leczacego na slepo.
To moze byc argument bardzo za...