Jano, tak strasznie mi smutno...biedna Myszunia....

Nie wiem co zrobiłabym na twoim miejscu ale wiem ze zawsze walcze do końca nawet gdy czuję że to nie ma sensu...dopiero po wszystkim przychodzi refleksja czy było warto...napewno nie pomogłabym odejśc kotu które potrafi względnie normalnie funkcjonować, chodzi, je, mruczy...kiedy sa jeszcze oznaki jakieś radości zycia i normalnosci...a Mysia chyba taka teraz jest?