Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Wojtek pisze:To jest jeden kot z wieloma łapkami.
Lifter pisze:Mam prace zdalna, siedze na dupie, patrze za okno tylko. Wychodze gdy musze, a forme trzymam cisnac godzine dziennie na orbitreku. Wyjde wiosna
Kawa tylko czarna, najchetniej z ekspresu, moze byc tez po turecku. Polecam te wersje, nic nie pachnie piekniej, a przyrzadzic ja zadna sztuka.
Sprawa jest prosta: bierzesz tyle kawy ile zwykle, wrzucasz do np. metalowego kubka, zalewasz zimna woda (tyle ile miesci sie w tym, co zwykle pijasz - szklance, czy filizance, plus powiedzmy 20%). Dodajesz tyle co zawsze cukru (lepszy bylby cukier puder, ale wtedy trzeba dac ciut mniej, bo pudru wiecej sie miesci na lyzeczce). Wstawiaj na gaz czy ogien. Teraz najwazniejsze - kawa nie moze sie zagotować! Kiedy zacznie wrzec a piana isc do gory - garnuszek trzeba natychmiast zdjac z ognia. Potem wstawic, poczeac az znowu zacznie kipiec - i zdjac. I jeszcze raz. Tak naprawde te dwa ostatnie razy to ida piorunem, najbardziej sie czeka az pierwszy raz zakipi. NIE MOZE SIE GOTOWAC!
Teraz kawe ostrozne zlewamy do kubka/szklanki czy filizanki, tak by w garnuszku, gdzie sie gotowala zostaly fusy (po to ten nadmiar wody).
I juz, kawa po turecku gotowa.
Niby podobna do naszej "zalewajki" ale uwierzcie mi, ze diabel tkwi w szczegolach. Ona pachnie znacznie lepiej i smakuje znacznie lepiej.
A jak komus zalezy na bardzo orientalnych klimatach to na poczatku do kawy moze dodac ziarenko kardamonu. Albo potem sobie smietanke dolac, bo czemu nie
Ale dla mnie taka kawa plus kieliszek likieru - Turcy lubią miętowy, ja wolę maraskino - to doskonala rzecz na podniesienie morale w zimie. Plus piernik/makowiec.
czitka pisze:Po ponad dwóch latach cukrzycy Pasia nic o niej nie wiem poza tym, że jest nieprzewidywalna.
I nie rozumiem też wyników Pasia. Wszystkich. Powinien się źle czuć. Chudnąć. Nie jeść. Bez przerwy pić. Częściej korzystać z kuwety. A Paś jak gdyby nigdy nic, a nawet odwrotnie.
MaryLux pisze:Oooo, muszę wypróbować, byle bez makowca
czitka pisze:Dzisiaj pobudka 5.30 bo Czitusia nie potrafi wejść pod kocyk przy kaloryferze i trzeba pomóc. Będzie wołać tak długo, aż nie wstanę i nie zrobię jej specjalnego tunelu i ona musi potem sama tam wejść i się pozawijać. Super, tylko pobudzili się wszyscy, a Mami powiedziała, że już się wyspała na ławie w kuchni i że wychoooodzi. Muszę otworzyć drzwi do przedpokoju, żeby był dostęp do kotowi dziury. W przedpokoju 12 stopni i już mi to zimno teraz wchodzi do mieszkania. Poszła. Ale nie zjadła, czyli wróci, więc przedpokój zostawiam otwarty, bo łapki będą zimne.
Tak nam zeszło do siódmej, czyli insuliny i mierzenia cukru. 300. Wszyscy zjedli i padli, ja robię sobie kawę i ....nie mam śmietanki. Wczoraj się skończyła, bo mam mieć szczęśliwe koty
.
Ale jak ta kawa, jeszcze nie według Liftera, to za chwilę, zapachniała, to przyszli do kuchni wszyscy na śmietankę...
Nie, nie pójdę do sklepu, nie, nie i jeszcze raz nie.
Bratu obok mnie. A dajcie mi wszyscy święty spokój...
Szczęśliwe koty śpią, zaczynamy dzień i byle do wieczora.
A za oknem Remigiusz.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], nfd i 22 gości