Dzień dobry wszystkim. To mój pierwszy post, ale potrzebuję pilnej porady.
Tydzień temu kupiłam akcesoria do pakowania prezentów, w tym kokardę, która ma doczepionych od spodu dużo wąskich wstążek (ok. 2 mm szerokości) mocno poskręcanych w takie sprężynki - jak od nożyczek. Niestety nieopatrzenie zostawiłam to w zasięgu zębów kotów i moja młoda 4-letnia brytyjka się do tego dorwała. Tydzień temu w poniedziałek po powrocie z pracy znalazłam zwymiotowane kawałki tej wstążeczki. Nie dało się ustalić ile wstążki ubyło z kokardy, więc nie wiedziałam czy zwymiotowała wszystko czy coś w niej zostało, więc obserwowałam ją przez kilka dni. Jadła normalnie, zachowywała/bawiła się normalnie, nie wymiotowała, kupy robiła jak zwykle, brzuch nie był twardy ani tkliwy. Myślałam, ze po sprawie. Ale dzisiaj (ponad tydzień później) po powrocie z pracy znalazłam zwymiotowane kawałki wstążki razem z kłaczkami. Wstążka była zwinięta w taką podłużną kulkę (1-1,5 cm długości, ok. 0,5 cm szerokości), trochę kłaczków było w środku tej kulki. Po jej rozwinięciu było dużo mniejszych kawałków wstążki (a nie jeden duży). Wygląda, jakby te zjedzone kawałki wstążki się skręciły w żołądku razem w połkniętymi włosami, a ona to potem razem zwymiotowała.
I teraz moje pytanie - czy powinnam z nią jechać do weta czy na razie obserwować jak w zeszłym tygodniu (zachowanie, jedzenie, kuweta, wymioty)? Czy wet będzie w stanie w ogóle te wstążki ewentualnie zobaczyć na usg albo rtg? Jak na razie zachowuje się normalnie i nic niepokojącego po niej nie widać.

