Musiałam zamówić mleko dla Rituni. Dzięki temu odkryłam wpłaty, za które bardzo dziękujemy
Bardzo ale to bardzo nam się zdały.
Ten miesiąc jest wyjątkowo ciężki.

Doszły nasze leki za kilka setek. Brak pracy Janusza. A kotom żarcie, żwirek, gerberki i leki wykupić trzeba. Na razie Sorrek musi poczekać z badaniami bo...musi. Nie tylko upał ma wpływ na tą decyzję.
Ranek był nieciekawy. Idąc do dzików na kortach przechodzę pod oknami Anki. Co prawda po drugiej stronie ulicy ale zawsze się w nie gapię. Po co? Aby zarejestrować czy pali się światło u niej czy nie. To tak na wszelki wypadek gdybym musiała dzwonić

Dziś było tak samo. Zaliczyłam w rozumku błysk żarówki u niej. A potem zaliczyłam dorosłego, czarnego kota siedzącego na zewnętrznym parapecie.

Dzwonię. Pytam czy ma wszystkie koty. Dwa kroki zrobione w kierunku czarnego spowodowały, że zeskoczył. Stanęłam. Szlag! Gadamy nadal i słyszę jej krzyk. Okazało się ,że dranie wygryzły dziurę w siatce i dwa zwiały. Panika. Wyleciała ona, podleciałam ja. Nigdzie czarnego nie widać. Podobno dzikus z niego. Drugi to biało-szary miziaty młodzik. Obszukałyśmy okolice. Choć obie wiemy ,że jak nam się nie pokażą to doopa.
Idąc do pracy tez przeszłam wszystko. Teraz Anka chodzi i znalazła gdzie ulokował się czarny. Tyle, że sroki go pogoniły i poleciał kawał drogi. Zamelinował się w bezpiecznym ogródku. Oby tam został. Drugiego nie widać.
Będziemy szukać.
Dziś były w planie łapanki w szpitalu. Zobaczymy czy pojedziemy.