Mnie do trzymania kotów w domu skutecznie przekonały lisy - mieszkałam na terenie stada polującego na koty z powodzeniem. Odgłosy walki pamiętam do tej pory

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
maczkowa pisze:Myszorek, ja mam jednego kota, który dokładnie tak samo wychodzi. Przygarnęlam go po 5 miesiącach dokarmiania, gdy mieszkał własnie pod blokiem i w okolicy, po roku, gdy nie chciał nawet spojrzeć w stronę drzwi, zaczął mnie sledzić przez okna, gdy wychodziłam na spacer z psami, potem ustawiać się pod drzwiami, więc go zabrałam raz i drugi, kilka tygodni chodził z nami na spacery, aż któregoś dnia nie chciał wrocić, a gdy zeszłam po godzinie chętnie wrócił, I od 10 lat tak to wygląda, że schodzi ze mną i psami/psem gdy wychodzimy na spacer i zostaje sobie ile chce spacerując sobie po parkingu, okolicznych trawnikach, znalazł wejście na garaż po drzewie i tam się wyleguje. Zwykle czeka, aż po niego zejdę, ale bywa, że staje i czeka na któregoś sąsiada, żeby go wpuścił i wtedy przychodzi sam na 3 piętro. Nawet nie spojrzy w kierunku tych części bloku od strony ulicy. Ma wystawioną miskę z wodą w lecie, zeby mógł się napić, ale też podjada kotu podblokowemu czasem wystawione dla niego jedzenie. Przez te 10 lat "sprowadził" mi do domu 5 kotów, bo takie pewnie porzucone biedy/ czy półdzikie widząc go pod tym blokiem uznawały chyba, że tu musi być ok i mi sie w jakimś momencie ujawniały, zaczynałam dokarmiać i jakoś w pewnym cudownym trafem odnajdowały drogę do domu.
Czasem bardziej się boję o to, co mogą odwalic koty, które na stałe są w domu, niż ten mój pierworodny wychodzący. Wszystko zalezy od kota. A do tego, od czasu gdy pozwoliłam wychodzić mu regularnie, zniknęły mu wszelkie problemy z pęcherzem, do 5 lat nie miał żadnego epizodu zatkania, a wcześniej co roku musiał być 4-5 razy cewnikowany, bo go zatykały, non stop kamienie w pęcherzu, zapalenia krwotoczne pęcherza i wszystko, co można wymyśleć.
maczkowa pisze:Myszorek, ja mam jednego kota, który dokładnie tak samo wychodzi. Przygarnęlam go po 5 miesiącach dokarmiania, gdy mieszkał własnie pod blokiem i w okolicy, po roku, gdy nie chciał nawet spojrzeć w stronę drzwi, zaczął mnie sledzić przez okna, gdy wychodziłam na spacer z psami, potem ustawiać się pod drzwiami, więc go zabrałam raz i drugi, kilka tygodni chodził z nami na spacery, aż któregoś dnia nie chciał wrocić, a gdy zeszłam po godzinie chętnie wrócił, I od 10 lat tak to wygląda, że schodzi ze mną i psami/psem gdy wychodzimy na spacer i zostaje sobie ile chce spacerując sobie po parkingu, okolicznych trawnikach, znalazł wejście na garaż po drzewie i tam się wyleguje. Zwykle czeka, aż po niego zejdę, ale bywa, że staje i czeka na któregoś sąsiada, żeby go wpuścił i wtedy przychodzi sam na 3 piętro. Nawet nie spojrzy w kierunku tych części bloku od strony ulicy. Ma wystawioną miskę z wodą w lecie, zeby mógł się napić, ale też podjada kotu podblokowemu czasem wystawione dla niego jedzenie. Przez te 10 lat "sprowadził" mi do domu 5 kotów, bo takie pewnie porzucone biedy/ czy półdzikie widząc go pod tym blokiem uznawały chyba, że tu musi być ok i mi sie w jakimś momencie ujawniały, zaczynałam dokarmiać i jakoś w pewnym cudownym trafem odnajdowały drogę do domu.
Czasem bardziej się boję o to, co mogą odwalic koty, które na stałe są w domu, niż ten mój pierworodny wychodzący. Wszystko zalezy od kota. A do tego, od czasu gdy pozwoliłam wychodzić mu regularnie, zniknęły mu wszelkie problemy z pęcherzem, do 5 lat nie miał żadnego epizodu zatkania, a wcześniej co roku musiał być 4-5 razy cewnikowany, bo go zatykały, non stop kamienie w pęcherzu, zapalenia krwotoczne pęcherza i wszystko, co można wymyśleć.
Myszorek pisze:
Nie boisz się, że może wpaść pod samochód, albo nie wiem, ktoś , cos jemu zrobi,ludzie sa różni. Wiem, że nie można kota uchronic nawet niewychodzącego przed niebezpieczeństwem, bo przyklad mojej, zwiała mi pod nogami , jak torpeda nawet nie wiem kiedy. Ja mieszkam zaraz przy drodze, jeżdżą jak szaleni, większość kotów ginęła mi pod kołami samochodu, wolę wyjść w mojej miejscowości na głupka , ale nie wypuszczać
FuterNiemyty pisze:Czytam i wrecz nie wierze.
Funkcjonowanie na poziomie werbalnego pytania zwierzat, jakiego wyboru dokonuja, czy maja ochote na samodzielna wycieczke, jest zywcem z kreskowek Disneya.
Kasiasemba pisze:@Sierra wydaje mi się, że temat już od jakiegoś czasu nie dotyczy bezpośrednio mojego Melonatylko odwiecznego "wypuszczać / nie wypuszczać", którego nie rozstrzygniemy.
Oba moje koty w poprzednim domu wychodziły, miały kocie drzwiczki i nikt nie kontrolował, kiedy wychodzą. Z tym, że tam mieliśmy swój ogród i cała okoloica była taka, domy z ogrodami. Tu gdzie mieszkam - Niemcy, misteczko 25tys mieszkańców - tendencja jest ogólnie taka, że koty wychodzą. Nawet kiedy brałam Melona ze schroniska, musiałam się zobowiązać, że będzie wychodził...
Przy czym problem kotów bezdomnych tu nie istnieje. Nie ma ich po prostu. Nie wiem do końca z czego to wynika, wydaje mi się, że ludzie są tu dużo bardziej odpowiedzialni, koty się kastruje. Na pewno w dużych miastach wygląda to inaczej, ale tu jest właśnie tak.
Moja Kocia wychodzi w tej chwili z moim synem, luzem, ale ma na szelkach przyczepiony GPS, w razie jakby jej przyszło do głowy zwiać - bo jest bardzo ciekawska i mogłaby wlezc gdzies komuś do domu np. Poza tym przychodzi jak pies na wołanie.
Melon był kotem, który jak wychodzil, to rozkładał się pod drzewem w ogrodzie i tak se leżał, aż mu się znudziło. Dlatego wyszłam - błędnie - z założenia, że tu będzie tak samo... W tej chwili, po tej nieszczęsnej przygodzie, wiem, że dopóki znów nie zamieszkam gdzieś, gdzie będzie ogród, Melon niestety zostanie w domu.
Mam też taką refleksję na marginesie.... Zawsze miałam koty hodowane od małego. I te koty, ich reakcje, były dla mnie przewidywalne. Plus mogłam z każdym kotem robić co chciałam, wziąć na ręce, dać tabletkę itp. Kocię mogłabym przez pół miasta przenieść na rękach I WIEM, że by mi nie uciekła, jakby się czegoś przestraszyła, to schowałaby mi łeb pod pachę i tyle. Nigdy by mnie też nie ugryzła i nie podrapała. Z Melonen jest inaczej, trafił do mnie jako kocur dorosły, po nieznanych mi przejściach. (nawiasem, pojechałam wtedy do schroniska po dwa małe kociaki, a wyszłam z nim, bo tak na mnie patrzył). I jego zachowania nie jestem - o czym się boleśnie przekonałam w ostatnim czasie - w stanie przewidzieć. Jest też moim pierwszym i jedynym kotem, który mnie kiedykolwiek podrapał...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 116 gości