Jak złapać (swojego) kota

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto cze 14, 2022 16:56 Re: Jak złapać (swojego) kota

Maczkowa ale ten temat dotyczy konkretnego kota, który na próbę wyniesienia zareagował najpierw paniką, a później zniknięciem na parę dni...

Mnie do trzymania kotów w domu skutecznie przekonały lisy - mieszkałam na terenie stada polującego na koty z powodzeniem. Odgłosy walki pamiętam do tej pory :strach:

Sierra

 
Posty: 6297
Od: Sob cze 13, 2020 22:51

Post » Wto cze 14, 2022 17:04 Re: Jak złapać (swojego) kota

a czy ja zachęcam do wynoszenia tego kota? Wręcz przeciwnie, nie komentowałam, bo Kasiasemba już sama wie, ale wynoszenie kota, co do którego nie wiadomo, czy da się złapać, a raczej wiadomo, że nie, to głupota. Chociaż rozumiem o tyle, że w poprzednim miejscu sam do domu wracał i wchodził na salony.
Odniosłam sie do tego, co Myszorek i Ika napisały, a raczek ika, a Jej odpowiedziała Myszorek. Życie nie jest jednowymiarowe i bywają różne sytuacje, które w naszej świadomości wydają sie niewyobrażalne.
A mam 10, no, 11 kotów i wychodzi tylko jeden. Reszty za prog nie wypuszcze, bo młode, głupie, szalone, życia nie znają. więc, nadal- zalezy od kota i sytuacji.
Obrazek

maczkowa

 
Posty: 7322
Od: Pon gru 03, 2018 16:47

Post » Wto cze 14, 2022 17:08 Re: Jak złapać (swojego) kota

maczkowa pisze:Myszorek, ja mam jednego kota, który dokładnie tak samo wychodzi. Przygarnęlam go po 5 miesiącach dokarmiania, gdy mieszkał własnie pod blokiem i w okolicy, po roku, gdy nie chciał nawet spojrzeć w stronę drzwi, zaczął mnie sledzić przez okna, gdy wychodziłam na spacer z psami, potem ustawiać się pod drzwiami, więc go zabrałam raz i drugi, kilka tygodni chodził z nami na spacery, aż któregoś dnia nie chciał wrocić, a gdy zeszłam po godzinie chętnie wrócił, I od 10 lat tak to wygląda, że schodzi ze mną i psami/psem gdy wychodzimy na spacer i zostaje sobie ile chce spacerując sobie po parkingu, okolicznych trawnikach, znalazł wejście na garaż po drzewie i tam się wyleguje. Zwykle czeka, aż po niego zejdę, ale bywa, że staje i czeka na któregoś sąsiada, żeby go wpuścił i wtedy przychodzi sam na 3 piętro. Nawet nie spojrzy w kierunku tych części bloku od strony ulicy. Ma wystawioną miskę z wodą w lecie, zeby mógł się napić, ale też podjada kotu podblokowemu czasem wystawione dla niego jedzenie. Przez te 10 lat "sprowadził" mi do domu 5 kotów, bo takie pewnie porzucone biedy/ czy półdzikie widząc go pod tym blokiem uznawały chyba, że tu musi być ok i mi sie w jakimś momencie ujawniały, zaczynałam dokarmiać i jakoś w pewnym cudownym trafem odnajdowały drogę do domu.
Czasem bardziej się boję o to, co mogą odwalic koty, które na stałe są w domu, niż ten mój pierworodny wychodzący. Wszystko zalezy od kota. A do tego, od czasu gdy pozwoliłam wychodzić mu regularnie, zniknęły mu wszelkie problemy z pęcherzem, do 5 lat nie miał żadnego epizodu zatkania, a wcześniej co roku musiał być 4-5 razy cewnikowany, bo go zatykały, non stop kamienie w pęcherzu, zapalenia krwotoczne pęcherza i wszystko, co można wymyśleć.


Nie boisz się, że może wpaść pod samochód, albo nie wiem, ktoś , cos jemu zrobi,ludzie sa różni. Wiem, że nie można kota uchronic nawet niewychodzącego przed niebezpieczeństwem, bo przyklad mojej, zwiała mi pod nogami , jak torpeda nawet nie wiem kiedy. Ja mieszkam zaraz przy drodze, jeżdżą jak szaleni, większość kotów ginęła mi pod kołami samochodu, wolę wyjść w mojej miejscowości na głupka , ale nie wypuszczać
Żadne niebo nie będzie niebem, jeśli nie powitają mnie w nim moje koty.

Myszorek

 
Posty: 5100
Od: Czw sie 08, 2019 8:34

Post » Wto cze 14, 2022 17:28 Re: Jak złapać (swojego) kota

tego, ze wpadnie pod samochód, nie,w ogóle nie zapuszcza się w rejony, gdzie samochody jeżdzą jakoś szybciej, wyłącznie na obszarze ruchu przyblokowego, a na parkingu bardzo uważa, jak i sąsiedzi na niego. On jest dośc nieufny, musi kogos znac, zeby dał podejść, więc tylko ludzie, którzy widują go od lat mogą si ę w miare zbliżyc, a tak- umyka innym, nie ucieka w popłochu, a tak zgrabnie sie odsuwa. A dla tych, co go znają, jest taką maskotką - nie zaczepiają fizycznie, bo nie lubi, ale zawsze gadają :)
No i to też jest proces, na początku, chodził z nami, zawsze wracał, obserwowałam go, jak sie zachowuje, jak przemieszcza, potem, gdy zaczął zostawac, schodziłam co 5 minut i sprawdzałam i tak tygodniami sie to rozwijało. A też nie zapominała o jego starcie- zanim przyjęłam go do domu, to sporo miesięcy to był jego teren, tam bytował i wówczas też krązył w takim furtlu, zamkniętym obszarze, który tworzy kilka okolicznych bloków, park pobliski i teren szkoły i orlika, a przez to przechodzą drogi dojazdowe, osiedlowe 2 do bloków.
Obrazek

maczkowa

 
Posty: 7322
Od: Pon gru 03, 2018 16:47

Post » Wto cze 14, 2022 19:49 Re: Jak złapać (swojego) kota

maczkowa pisze:Myszorek, ja mam jednego kota, który dokładnie tak samo wychodzi. Przygarnęlam go po 5 miesiącach dokarmiania, gdy mieszkał własnie pod blokiem i w okolicy, po roku, gdy nie chciał nawet spojrzeć w stronę drzwi, zaczął mnie sledzić przez okna, gdy wychodziłam na spacer z psami, potem ustawiać się pod drzwiami, więc go zabrałam raz i drugi, kilka tygodni chodził z nami na spacery, aż któregoś dnia nie chciał wrocić, a gdy zeszłam po godzinie chętnie wrócił, I od 10 lat tak to wygląda, że schodzi ze mną i psami/psem gdy wychodzimy na spacer i zostaje sobie ile chce spacerując sobie po parkingu, okolicznych trawnikach, znalazł wejście na garaż po drzewie i tam się wyleguje. Zwykle czeka, aż po niego zejdę, ale bywa, że staje i czeka na któregoś sąsiada, żeby go wpuścił i wtedy przychodzi sam na 3 piętro. Nawet nie spojrzy w kierunku tych części bloku od strony ulicy. Ma wystawioną miskę z wodą w lecie, zeby mógł się napić, ale też podjada kotu podblokowemu czasem wystawione dla niego jedzenie. Przez te 10 lat "sprowadził" mi do domu 5 kotów, bo takie pewnie porzucone biedy/ czy półdzikie widząc go pod tym blokiem uznawały chyba, że tu musi być ok i mi sie w jakimś momencie ujawniały, zaczynałam dokarmiać i jakoś w pewnym cudownym trafem odnajdowały drogę do domu.
Czasem bardziej się boję o to, co mogą odwalic koty, które na stałe są w domu, niż ten mój pierworodny wychodzący. Wszystko zalezy od kota. A do tego, od czasu gdy pozwoliłam wychodzić mu regularnie, zniknęły mu wszelkie problemy z pęcherzem, do 5 lat nie miał żadnego epizodu zatkania, a wcześniej co roku musiał być 4-5 razy cewnikowany, bo go zatykały, non stop kamienie w pęcherzu, zapalenia krwotoczne pęcherza i wszystko, co można wymyśleć.


U mnie jest dokładnie taka sama sytuacja jak piszesz. Moje (dwa są wychodzące) koty to takie właśnie znajdy (których nie planowałam mieć, ale których zaadoptować nikt nie chciał). Na dwór wychodzą też zawsze w obrożach samorozpinających z adresatkami - jak chcą wyjść, same przychodzą i nadstawiają łepek by im je założyć. Sąsiedzi znają i uważają na nie - a siedzą zwykle na ławkach. Koty nauczyły się nie oddalać, nauczyły do kogo mogą podejść a do kogo nie. Wodę wystawiam i tak zawsze dla ptaków i bezdomniaków , więc mają. Niedaleko są niebezpieczne ulice i jeden przez pewien czas był zagrożony, bo nie łączył ich z niebezpieczeństwem. Są dorosłe, wykastrowane i nie będę im dyktować jak to dla swojego dobra mają zapomnieć o leżenia na trawie , polowaniu na owady (choć zdarzył się i ptak :/ ) i spotkaniach z kotami sąsiedzkimi (nie ma walk) . Zimą staram się ograniczyć ich wychodzenie , wtedy widzę jak jeden z nich buntuje się jedząc jeszcze mniej- i chudnie...aż nadejdzie kolejna wiosna. Moje koty też chodziły ze mną i psami na spacery, ale że oddalam się za bardzo, to teraz wystarczy hasło - zostajecie i czekają pod blokiem aż wrócę. Jak czasami się oddalą/znikną z widoku- wołam po imionach wrzeszcząc na pół osiedla i zaraz przybiegają (a jeszcze wcześniej sąsiedzi odpowiadają : Gucio był tam.. Tuliś gdzieś tu leżał)

Jest jednak tendencja wrzucania nas do jednego worka z właścicielami, którzy świadomie biorą sobie kotka w typie rasy od rozmnażaczy, wypuszczają z rują już w wieku 5 miesięcy, po kilka dni nie widują- bo albo wróci sam , albo po prostu żegnamy...a jak nie daj Boże coś się złego zdarzy to do kota się nie przyznają bo na weterynarza płacić nie będą. Robię sama adopcje (bo ratuję koty od kilku lat na co dzień) i nie skreślam nigdy domów wychodzących z góry. Pytam, pytam i jeszcze raz pytam- na ile mimo wychodzenia odpowiedzialni są
Ostatnio edytowano Śro cze 15, 2022 0:19 przez ita79, łącznie edytowano 1 raz

ita79

Avatar użytkownika
 
Posty: 906
Od: Sob lut 05, 2022 2:08
Lokalizacja: Biała Podlaska

Post » Wto cze 14, 2022 20:01 Re: Jak złapać (swojego) kota

Myszorek pisze:
Nie boisz się, że może wpaść pod samochód, albo nie wiem, ktoś , cos jemu zrobi,ludzie sa różni. Wiem, że nie można kota uchronic nawet niewychodzącego przed niebezpieczeństwem, bo przyklad mojej, zwiała mi pod nogami , jak torpeda nawet nie wiem kiedy. Ja mieszkam zaraz przy drodze, jeżdżą jak szaleni, większość kotów ginęła mi pod kołami samochodu, wolę wyjść w mojej miejscowości na głupka , ale nie wypuszczać


Wiesz jakie przypadki ostatnio poznaję- kotów i psów rozjechanych na własnym podwórku przez właściciela czy kuriera. Także i w domu człowiek nie zawsze wszystko ogarnie. Jeden z moich adopciaków- maluszek, nie wychodzący, właścicielka wróciła do domu, a on martwy przy przegryzionym kablu.
Cały świat jest niebezpieczny, trzeba się uczyć tylko te ryzyko ograniczać i uczyć też naszych bliskich/zwierzęta- one nie są naprawdę aż tak głupie jak je posądzamy. Tak... każdy może oszukać i kota i podać mu coś trującego, tak samo jak nas w naszym własnym domu ktoś stojący za drzwiami oszuka , że jest policjantem (bo podszywa się) wejdzie i zabije. To nie Since Fiction.. musimy uważać na każdym kroku, ale musimy jakoś żyć. I wybieramy niebezpieczne życie a nie bezpieczną wegetację- ale kota mamy za gorszy sort (kompletnie bezmyślny i bezwolny) . Boisz się o kota, masz faktycznie głupiutkiego - szelki i nauka przez rok- na czym polega ulica.. a niektórych z szelek rzeczywiście i ja bym nigdy nie puściła , ale to jest ocena zawsze indywidualna i łyk wolności , choćby ograniczonej- a nie dożywotnie więzienie za murami

ita79

Avatar użytkownika
 
Posty: 906
Od: Sob lut 05, 2022 2:08
Lokalizacja: Biała Podlaska

Post » Wto cze 14, 2022 20:42 Re: Jak złapać (swojego) kota

Ita79 a jak zapobiegniesz chorobom tupu Fiv/,Felv jak Twoje koty piją/jedzą z misek z bezdomnymi kotami,w których może być wszystko? I jak wyeliminujesz kogoś,kto Ci kota najzwyczajniej w świecie z tego podwórka ukradnie i zabierze do swego domu na powiedzmy 10piętro z nieosiatkowanym balkonem,z którego kot wypadnie szukając znanej sobie wolności?
Rok temu znalazłam właśnie takiego ukradzionego kota . Znajoma pielęgniarka zadzwoniła,że pod jej szpitalem jest chory kot z obrożą i ma ataki. Odłowiliśmy, u weta dostał kolejnego ataku ,zaaplikowano steryd. Dałam ogłoszenie na FB na znaleziione/zaginione,zgłosiła się właścicielka kota,szukała go od miesiąca. Kot był stałe na lekach,teraz od mca bez,ledwo przeżył schudł o połowę. Ktoś go ukradł i porzucił w innej dzielnicy,kilkadziesiąt km dalej! Najprawdopodobniej dlatego,że kot dostał ataku,a wet kosztuje,więc się nie opłacało go leczyć, lepiej było wywalić na ulicę,albo im zwiał balkonem.To nie hipotetyczne gdybanie,to rzeczywista historia konkretnego kota.

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Wto cze 14, 2022 23:59 Re: Jak złapać (swojego) kota

Wiesz , na tym polega życie- kwestia wyborów do czego jesteśmy zdolni by żyć tak jak chcemy i co wybierzemy dla tych których kochamy - zgodnie z własnym sumieniem. Moje sumienie nie pozwala mi odciąć kota od świata zewnętrznego, chyba że sam tak zdecyduje (mam jedną kotkę przejętą po śmierci sąsiadki, która nie wychodzi , bo przez 12 lat była zamknięta w czterech ścianach i teraz boi się wyjść. Co nie znaczy, że nie spróbowałam jej pokazać co jest poza domem. Szybko jednak pobiegła prosto do klatki schodowej prosząc o zabranie do domu ..więc jej decyzję uszanowałam) . Każde zwierze jakie u mnie mieszka było puszczone choć raz luzem, bym mogła sprawdzić czy chce zostać ze mną, wrócić do domu, czy chce uciec jak najdalej. Nie mogła bym mieszkać z niewolnikami , którzy są skazani na mnie i na to co mam , bez opcji wyboru.
Wiem ile ryzykuję ja i moje zwierzęta. Wiem ile może się zdarzyć i dla mnie i dla nich , ale nie jestem za prewencją ponad wszystko. Oceniam indywidualnie zagrożenia i staram się im zapobiec z rozsądkiem a nie popadając w skrajności.
Pytasz co jeśli mi ktoś kota ukradnie. To samo co jeśli porwali by mi moje dziecko (czy raczej siostrzeńca) bo własnych nie mam. Panikowała bym, zwariowała , najadła się prochów by móc uratować resztkę realnego myślenia i zaczęła działać pełną parą by odzyskać tego kogo kocham. Czy Ty nie pozwalasz wyjść swoim dzieciom , czy naiwnie uważasz, że nic im nie grozi?
Przykłady? Kilka tygodni temu szłam z psami na spacer. Za mną jak cień nagle pojawiła się dziewczynka- może z 9-10 lat. Od razu zareagowałam prosząc by nie podchodziła , bo jeden z moich psów gryzie. Popatrzyła na mnie cofneła się kilka kroków .. a następnie cały spacer szła za nami w odległości kilku metrów za moimi plecami . Domyśliłam się o co chodzi (to nie pierwszy raz) , dziecko się nudziło pod blokiem , zaciekawiło się psami .. a niestety najwyraźniej też ufało obcej mającej przy sobie zwierzęta. Spacer był jakieś pół godziny i w rejony dość puste, zadrzewione, osłonięte od przestrzeni publicznej (tak wybieram dla spokoju swoich psów) . Miałam oczywiście na nią oko. Wróciła za nami w miejsce skąd przyszła. Pod koniec spaceru odważyła się odezwać " wie Pani ja też mam pieska..." . Trochę zdań wymieniłyśmy, a kilka kolejnych dni próbowała nadal za nami chodzić. Nieodpowiednia osoba i wiesz co mogło by się zdarzyć ?? A mimo to mnóstwo 10-ciolatków wychodzi samych z domu. I nie.. wcale nie była to dziewczynka mądrzejsza od mojego kota..niestety. Mój kot za obcym by nie poszedł.
ps. w ciągu kilku dni na spokojnie dowiedziałam się co to za dziecko. Domyślałam się , że z mojego blokowiska. Znam rodzinę - a oni mnie jak się okazało i to bardzo dobrze ,ale dziewczynka mnie nie kojarzyła, a oni nic o jej oddalaniu się nie wiedzieli. Po prostu mimo naszych największych chęci nie zapobiegniemy wszystkiemu co się może stać. Porwania dzieci, wypadki samochodowe z udziałem dorosłych ludzi, faszerowanie młodzieży substancjami psychotropowymi na imprezach, czy pobicia bo ktoś zapytał o papierosa a my nie mieliśmy -dzieją się, to też realny świat a nie film.

a.. kotka fiv mam w domu, żyje z pozostałymi dwoma - nie diagnozowanymi w tej kwestii . Zabrałam go rok temu spod mojego bloku, najpierw kilka miesięcy żył pod blokiem , bał się ludzi, trzymał dystans , widywałam go sporadycznie. Następnie podszedł do mnie ni z tego ni z owego , i zaczął się łasić. Złamał mi wtedy serce bo widziałam że prosi o pomoc (a miałam dom załadowany) . Po tygodniu wreszcie mogłam go zapytać (chcesz ze mną iść.. ? ) poszedł maszerując pewnie za mną do domu, którego nie znał a ja zapamiętam ten moment na zawsze. Był mocno chory, długie leczenie i moje przywiązanie wykluczyło adopcję. Został - właśnie z łatką fiv i tak żyjemy. Nie odrzucę go ja , ani moje koty- tak samo jak nie wyrzuciła bym człowieka chorego na aids, którego kocham, ani nie zamknęła w klatce.

ita79

Avatar użytkownika
 
Posty: 906
Od: Sob lut 05, 2022 2:08
Lokalizacja: Biała Podlaska

Post » Śro cze 15, 2022 0:36 Re: Jak złapać (swojego) kota

Czytam i wrecz nie wierze.
Funkcjonowanie na poziomie werbalnego pytania zwierzat, jakiego wyboru dokonuja, czy maja ochote na samodzielna wycieczke, jest zywcem z kreskowek Disneya.

Owszem, mozna dokonywac wyborow, ale swiadomie decydowac za zwierze, prowokujac zagrozenia w otoczeniu blokow, okolicy gesto zamieszkalej, zupelnie nie kojarzy sie z odpowiedzialnoscia i dojrzaloscia.

Gdyby jeszcze spacery mialy miejsce pod nadzorem, w obecnosci czlowieka, na teren zabezpieczony, to mozna sie zastanowic.
Ale sytuacja i podejscie osoby doroslej, przekonanej o slusznosci zaskakuje mocno.

Jednego z adoptow mamy wlasnie z blokow, gdzie cieszyl sie 'swoboda' wyjscia calodniowego.
Jak zdazyl, trafil na czas, to 'jego' czlowiek pytal, czy chce wrocic po klatce schodowej, przez domofony i drzwi zatrzaskowe, do 'domu'.
Nie chce mi sie zgadywac, ile czasu dalby rade ogarniac ludzi, auta, psy, lisy i inne koty.
Ale byl taaki 'wolny'.
Nie chce mi sie pisac, ile czasu i finansow pochlonelo ogarniecie zwierzaka.
A nawyki, nerwowe reakcje na kazdy glosny dzwiek, przesadna ostroznosc zostana chyba na zawsze.

FuterNiemyty

 
Posty: 4942
Od: Pt gru 01, 2017 11:58

Post » Śro cze 15, 2022 5:56 Re: Jak złapać (swojego) kota

No, widzisz Futrze, a mój, sam dokonał wyboru, ze chce mieć możliwość spędzania na dworze, bo stał pod drzwiami czekając na wyjście, gdy tylko wiedział, że nadchodzi pora spaceru mojego z psami, po roku przebywania w domu, gdy na drzwi nie spojrzał nawet. I regularnie o to prosi ciągnąc mnie do drzwi i miaucząc, a gdy jest brzydko, pada, zima, zbyt zimno i nie chcę go wypuścic ostatnio potrafi nawet zademonstrować, co o tym myśli, obsikując na moich oczach ewidentnie demonstracyjnie mebel gdy ignoruję jego prośby. Dokonujesz ocen przez pryzmat swoich obserwacji, to powiem Ci, że u mnie to ja schodzę czasem i po 10x po szanownego kota pytając, czy już zdecydował się na powrót do domu. Po 10x nie dlatego, ze go nie ma, jest zawsze, bo beze mnie i mojego psa nie oddala się dalej niż na 50m od klatki, ale czasami na pytanie, czy już chce do domu tylko unosi głowę znad trawki, na której lezy, czasami nawet podniesie dupkę i podejdzie w stronę klatki, ale tuż przed się zatrzyma i jednak nie, zawraca, by dalej poobwąchiwać samochody na parkingu i tak sprawdza moją fizyczną wytrzymałość do pokonywania 3 pięter po niego.
Masz wyobrażenie kota wychodzącego, jako zaniedbanego zagubionego zwierzaka. Naprawdę, moi sąsiedzi i moi weterynarze uśmieliby się do rozpuku :D
IMHO, dzięki możliwości wychodzenia, nadal żyje i ma już pewnie z 17 lat, z czego 12 u mnie i 11 lat wychodzenia. Nie wiem, czy dożyłby tego wieku, gdyby nie miał tej możliwości, bo gdy jej nie miał, albo miał nieregularnie ( bo ja wyjeżdzałam, a opiekun nie wypuszczał, tak chorował, że kilka razy w roku musiał mieć narkozy, do cewnikowania, operacji z uwagi na kamienie w pęcherzu, bez przerwy na antybiotykach, co chwilę sikał krwią. Zniknięcie problemów, całkowite, idealnie zbiegło się w czasie z tym, gdy może wychodzić codziennie, oczywiście na okresy zależne od pory roku i pogody.

Nie jestem tak radykalna, jak ika i część moich kotów nigdy nie będzie miała możliwości wychodzenia, bo są młode, głupie, szalone, umarłabym ze strachu i nie dałabym złamanego grosza za ich życie, gdyby były wychodzące. Ale dla tych zamierzam zbudować dom z dużą wolierą, bo część z nich tak desperacko pragnie wolności, mimo, ze jej nigdy nie poznały, że niszczą mi drzwi, okna, rolety próbując się wydostać.
Ale trafiają pod moją opiekę i mieszkają u mnie koty dorosłe, które całe życie wychodziły i tym daję taką możliwość i sprawdzam, czy chcą funkcjonować tak, jak mój pierworodny. Jak dotychczas żaden nie był tym zainteresowany i po zniesieniu ich przed klatkę desperacko chciały wrócić z powrotem i nawet nie próbowały znowu spojrzeć w stronę drzwi.
.....
A moje podblokowe? w zasadzie podblokowy, bo jeden już stał sie domowym, po tym, jak po okresie leczenie odmówił powrotu pod blok. Są przeze mnie regularnie odrobaczane, zabezpieczone p-kleszczowo, weterynaryjnie, przebadane. Nie są żadnym zagrożeniem dla mojego kota.
Obrazek

maczkowa

 
Posty: 7322
Od: Pon gru 03, 2018 16:47

Post » Śro cze 15, 2022 6:29 Re: Jak złapać (swojego) kota

FuterNiemyty pisze:Czytam i wrecz nie wierze.
Funkcjonowanie na poziomie werbalnego pytania zwierzat, jakiego wyboru dokonuja, czy maja ochote na samodzielna wycieczke, jest zywcem z kreskowek Disneya.


To zdanie i cała reszta :ok:

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Śro cze 15, 2022 10:10 Re: Jak złapać (swojego) kota

Maczkowa tylko ty piszesz o kocie, który na dworze jest spokojny, opanowany, wychował się na tym konkretnym podwórku i z tobą współpracuje, a temat dotyczy kota, który po wyniesieniu na dwór wpadł w panikę, a okolica jest dla niego kompletnie nowa!

Sierra

 
Posty: 6297
Od: Sob cze 13, 2020 22:51

Post » Śro cze 15, 2022 12:09 Re: Jak złapać (swojego) kota

@Sierra wydaje mi się, że temat już od jakiegoś czasu nie dotyczy bezpośrednio mojego Melona ;) tylko odwiecznego "wypuszczać / nie wypuszczać", którego nie rozstrzygniemy.
Oba moje koty w poprzednim domu wychodziły, miały kocie drzwiczki i nikt nie kontrolował, kiedy wychodzą. Z tym, że tam mieliśmy swój ogród i cała okoloica była taka, domy z ogrodami. Tu gdzie mieszkam - Niemcy, misteczko 25tys mieszkańców - tendencja jest ogólnie taka, że koty wychodzą. Nawet kiedy brałam Melona ze schroniska, musiałam się zobowiązać, że będzie wychodził...
Przy czym problem kotów bezdomnych tu nie istnieje. Nie ma ich po prostu. Nie wiem do końca z czego to wynika, wydaje mi się, że ludzie są tu dużo bardziej odpowiedzialni, koty się kastruje. Na pewno w dużych miastach wygląda to inaczej, ale tu jest właśnie tak.
Moja Kocia wychodzi w tej chwili z moim synem, luzem, ale ma na szelkach przyczepiony GPS, w razie jakby jej przyszło do głowy zwiać - bo jest bardzo ciekawska i mogłaby wlezc gdzies komuś do domu np. Poza tym przychodzi jak pies na wołanie.
Melon był kotem, który jak wychodzil, to rozkładał się pod drzewem w ogrodzie i tak se leżał, aż mu się znudziło. Dlatego wyszłam - błędnie - z założenia, że tu będzie tak samo... W tej chwili, po tej nieszczęsnej przygodzie, wiem, że dopóki znów nie zamieszkam gdzieś, gdzie będzie ogród, Melon niestety zostanie w domu.

Mam też taką refleksję na marginesie.... Zawsze miałam koty hodowane od małego. I te koty, ich reakcje, były dla mnie przewidywalne. Plus mogłam z każdym kotem robić co chciałam, wziąć na ręce, dać tabletkę itp. Kocię mogłabym przez pół miasta przenieść na rękach I WIEM, że by mi nie uciekła, jakby się czegoś przestraszyła, to schowałaby mi łeb pod pachę i tyle. Nigdy by mnie też nie ugryzła i nie podrapała. Z Melonen jest inaczej, trafił do mnie jako kocur dorosły, po nieznanych mi przejściach. (nawiasem, pojechałam wtedy do schroniska po dwa małe kociaki, a wyszłam z nim, bo tak na mnie patrzył ;)). I jego zachowania nie jestem - o czym się boleśnie przekonałam w ostatnim czasie - w stanie przewidzieć. Jest też moim pierwszym i jedynym kotem, który mnie kiedykolwiek podrapał...

Kasiasemba

 
Posty: 205
Od: Wto lip 30, 2019 21:12

Post » Śro cze 15, 2022 13:11 Re: Jak złapać (swojego) kota

Kasiasemba pisze:@Sierra wydaje mi się, że temat już od jakiegoś czasu nie dotyczy bezpośrednio mojego Melona ;) tylko odwiecznego "wypuszczać / nie wypuszczać", którego nie rozstrzygniemy.
Oba moje koty w poprzednim domu wychodziły, miały kocie drzwiczki i nikt nie kontrolował, kiedy wychodzą. Z tym, że tam mieliśmy swój ogród i cała okoloica była taka, domy z ogrodami. Tu gdzie mieszkam - Niemcy, misteczko 25tys mieszkańców - tendencja jest ogólnie taka, że koty wychodzą. Nawet kiedy brałam Melona ze schroniska, musiałam się zobowiązać, że będzie wychodził...
Przy czym problem kotów bezdomnych tu nie istnieje. Nie ma ich po prostu. Nie wiem do końca z czego to wynika, wydaje mi się, że ludzie są tu dużo bardziej odpowiedzialni, koty się kastruje. Na pewno w dużych miastach wygląda to inaczej, ale tu jest właśnie tak.
Moja Kocia wychodzi w tej chwili z moim synem, luzem, ale ma na szelkach przyczepiony GPS, w razie jakby jej przyszło do głowy zwiać - bo jest bardzo ciekawska i mogłaby wlezc gdzies komuś do domu np. Poza tym przychodzi jak pies na wołanie.
Melon był kotem, który jak wychodzil, to rozkładał się pod drzewem w ogrodzie i tak se leżał, aż mu się znudziło. Dlatego wyszłam - błędnie - z założenia, że tu będzie tak samo... W tej chwili, po tej nieszczęsnej przygodzie, wiem, że dopóki znów nie zamieszkam gdzieś, gdzie będzie ogród, Melon niestety zostanie w domu.

Mam też taką refleksję na marginesie.... Zawsze miałam koty hodowane od małego. I te koty, ich reakcje, były dla mnie przewidywalne. Plus mogłam z każdym kotem robić co chciałam, wziąć na ręce, dać tabletkę itp. Kocię mogłabym przez pół miasta przenieść na rękach I WIEM, że by mi nie uciekła, jakby się czegoś przestraszyła, to schowałaby mi łeb pod pachę i tyle. Nigdy by mnie też nie ugryzła i nie podrapała. Z Melonen jest inaczej, trafił do mnie jako kocur dorosły, po nieznanych mi przejściach. (nawiasem, pojechałam wtedy do schroniska po dwa małe kociaki, a wyszłam z nim, bo tak na mnie patrzył ;)). I jego zachowania nie jestem - o czym się boleśnie przekonałam w ostatnim czasie - w stanie przewidzieć. Jest też moim pierwszym i jedynym kotem, który mnie kiedykolwiek podrapał...


I tutaj sie mylisz, nawet najłagodniejszy kot może pogryźć , podrapać w mega wielkim stresie.
Żadne niebo nie będzie niebem, jeśli nie powitają mnie w nim moje koty.

Myszorek

 
Posty: 5100
Od: Czw sie 08, 2019 8:34

Post » Śro cze 15, 2022 13:28 Re: Jak złapać (swojego) kota

To może mam za mało doświadczenia, albo po prostu takie koty mi się nie trafiły

Kasiasemba

 
Posty: 205
Od: Wto lip 30, 2019 21:12

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510 i 71 gości