Biedny mój Dyź...
Ma takie zapalenie pęcherza (stan przewlekły), że aż ścianki pocieniały i przy podaniu standardowej ilości kontrastu i powietrza doszło do małej perforacji...
Ma założony cewnik, żeby w pęcherzu nie gromadził się mocz i nie naciągał ścianek, bierze leki (antybiotyk i przeciwbólowe).
Wet pobrał też krew do badania i mocz z pęcherza na posiew. Jutro będą wyniki krwi i być może posiewu (chyba że będą rosnąć bakterie, będę czekać na antybiogram). Wtedy dobierzemy stosowny lek.
Wet obstawia zakażenie bakteryjne. Ale pewnośc będziemy mieć dzięki wynikom posiewu.
Długie leczenie przed nami...
Jak sobie uświadomię, ile kocina cierpiał, bo mnie serce boli.

Tyle miesięcy latania po wetach i komentarze, że kot jest złośliwy, pokazuje dominację, ma chorobę psychiczną. A biedak jest po prostu przez wiele miesięcy nie doleczony z powodu zapalenia pęcherza, cierpiał nie mogąc się wysikać i dlatego siurał po mieszkaniu. Nie mógł utrzymać moczu w chorym pęcherzu...
Wściekam się na siebie, że szybciej nie zmieniłam tamtych wetów!!!!!
Jakbym nie wróciła do tego weta, który ratował Dyzia po SUK, pewnie uwierzyłabym, że kotu musze szukać domu z ogrodem

, bo za wolnością tęskni.
Dzięki temu wetowi i licznym badaniom, które zrobił, wreszcie wiem, na czym stoję. Co nie zmienia faktu, że szlag mnie trafia

, bo jakbym nie szukała na forach i nie grzebała w necie, nie wpadłabym na to, żeby jednak szukać przyczyny Dyziowego sikania w chorobie.
Za długo to trwało, bieda tyle się nacierpiała, a jeszcze tyle przed nim...
