Dziękuję za informacje o jedzeniu, muszę coś poprawić zdecydowanie! Myślałam o przejściu na BARF, bo innych karm (tych z „wyższej” półki) Milcia nie chce jeść i wydawałam tylko niepotrzebnie pieniądze. W sumie ostatecznie to może potrzebnie, bo te super-karmy, którymi księżniczka wzgardziła, trafiły do fundacji dla kotków.
Pisałam o problemach „emocjonalnych”.
Milcia jest bardzo lękliwa. Gdy otwieram worek na śmieci w kuchni, ucieka z podkulonym ogonem (stąd pomyślałam, że może kiedyś ktoś ją porwał i wywiózł w takim worku?). Poza tym nie lubi innych ludzi poza domownikami (ja i mój partner). Chowa się w sypialni i czeka na rozwój sytuacji. Potem już sama wychodzi, przechadza się, węszy, ale wystarczy jakiś gwałtowny ruch gościa i znowu ucieka. Koty mojej teściowej są bardziej towarzyskie. Może to kwestia wychowania – w końcu Milcia od młodości przebywała prawie wyłącznie w naszym towarzystwie. Z racji pandemii poza najbliższą rodziną nie odwiedzało nas w ostatnim czasie wiele osób.
Czasami w trakcie zabawy bywa też agresywna – mocno gryzie i drapie (do krwi), puszy się, staje „bokiem”. Tak jakby „zapominała się”, że to tylko zabawa. Może to też bengalski charakter? Nie ukrywam, że jest w tym dużo mojej winy, bo nie powinnam się z nią bawić ręką, tylko samymi zabawkami, ale mnie też czasami ponosi w zabawie

Nie jest to aż taki duży problem, bo udało mi się ją nauczyć „odstępowania od agresji”. Pokazuje jej gest ręki opuszczonej w dół, mówię „ręka w dół” i przestaje wtedy atakować. Odwraca się, siada, zamiata ogonem, burczy pod nosem, ale nie atakuje.
A konkluzja co do rozmnażania.
Naprawdę dałyście mi do myślenia odnośnie tej ciąży. Już nie jestem taka pewna, czy się na to zdecyduję. Przede wszystkim przemawia do mnie argument zdrowotny – czy Milcia da sobie radę z ciążą i porodem, czy jakoś ogarnie te dzieciaki, skoro sama lekko nie miała? Muszę ją przede wszystkim przebadać – stan kośćca (ryzyko niedorozwoju w związku z krótkim karmieniem przez matkę), stan metaboliczny (Sierra wspomniała o cukrzycy – zaniepokoiło mnie to), stan narządów wewnętrznych też oczywiście.
Byłyśmy wczoraj u weterynarza. Zapewnił mnie, że jeśli antykoncepcja nie potrwa dłużej niż dwa lata, to nic groźnego nie powinno się zadziać, zwłaszcza, że w planie jest kastracja/sterylizacja. Takie same informacje były też w ulotce leku, więc… zaufałam. Zrobił jej zastrzyk z progesteronu o przedłużonym uwalnianiu. Nawet go nie poczuła. Więcej stresu przeżyła w związku z samą podróżą samochodem (nie lubi tego, jak większość kotów podobno) niż z samą wizytą w gabinecie.
Chyba jednak zmienię weterynarza, bo kiedy wspomniałam o badaniach krwi lub moczu, to powiedział, że jeśli nie ma żadnych objawów, to tylko niepotrzebnie będę stresować kota. A potem delikatnie zasugerował, że jestem nadopiekuńcza. Trochę mi się głupio zrobiło… Sama miałam kiedyś pomysł, żeby raz w roku robić jej badanie (chociażby) moczu, bo pobranie jest nieinwazyjne (widziałam takie zestawy do pobrania moczu z silikonowymi kuleczkami, które umieszcza się w kuwecie), a nerki wszystkie koteczki mają osłabione z racji diety wysokobiałkowej.
Zdecydowałam się na zastrzyk wyłącznie dlatego, że te ruje za każdym razem przybierają na intensywności i „głośności”. Boję się, że sąsiedzi w końcu stracą cierpliwość, bo Milka niestety nie ma zegarka i jej ulubiona pora do "przyzywania kocura" to 3:00 nad ranem, a większość ludzi w moim bloku o tej porze chciałaby jednak spać, a nie słuchać kocich treli co 2 tygodnie przez 5-6 dni. No i męczy się dziewczyna.
Czemu nie sterylka od razu? Nie mam na razie aż tyle kasy

Moja sytuacja finansowa poprawi się w okolicy maja-czerwca najprędzej. Poza tym chcę jeszcze pogadać z rodziną i z tymi wszystkimi pseudo-ekspertami, którzy mnie tak namawiali na tą ciążę i skonfrontować ich z Waszymi argumentami, które sama uważam za przekonujące. Ciekawe, jak się obronią

Decyzję o ewentualnej kociej prokreacji zawieszam. Do czasu uzyskania większej informacji na temat stanu zdrowia Milci. No i poczytam trochę na ten temat tu na forum.
No i na samym końcu pozostaje kwestia przekonania mojego partnera, bo on uważa, że kastracja lub sterylizacja jest tożsama z okaleczaniem zwierzęcia. Ostatecznie oczywiście stanie na moim, że Milka będzie poddana operacji (lepiej prędzej niż później), bo to ja podejmuję decyzje w jej sprawie, zwłaszcza związane ze zdrowiem i finalnie nie będzie miał nic do gadania. Natomiast jest to kwestia sporna między nami.
Milka po zastrzyku czuje się dobrze. Zachowuje się tak samo jak przed nim, jak już opadł stres związany z podróżą. Miałam cichą nadzieję, że może się trochę uspokoi i będzie mniej wokalizować i mniej psocić

(żartuję) Wydaje mi się, że ma większy apetyt, ale może to przejściowe. Chociaż to też byłoby wskazane, skoro zamierzam zmienić jej dietę.
Jeszcze raz dziękuję za Wasze opinie i bardzo cenne porady.
Bardzo miło czyta się mądrych ludzi, którzy opierają swoje zdanie o argumenty, a nie o przekonania, które każdy może mieć swoje.