Nan - nie przejmuj sie - ja wczoraj tez chyba na natreta naczelnego wyszlam - i to bynajmniej nie dlatego ze jestem niesmiala
Pewnie mielismy pecha, bo raczej tam nie jest tak na codzien, ale od chwili wejscia do gabinetu do naszego wyjscia z lecznicy minely ponad 2 godziny...
I to nie dlatego ze Skierka byla tak dlugo badana - bo poswiecono jej tak moze z 10 - 15 minut czasu.
Tylko ze pani doktor caly czas gdzies latala, przyjmowala kilku pacjentow na raz, zapomniala w przelocie powiedziec lekarzowi ktory robil zdjecie RTG ze Skierka ma zaburzone oddychanie i trzeba ustawic krotszy czas naswietlania kliszy, zdjecie trzeba bylo powtarzac i znowu czekac, potem zniknela na pol godziny gdy poszla po leki dla kotki (okazalo sie ze w tym czasie kolejnego pacjenta przyjmowala - caly czas tak bylo, kilka slow do nas, leciala gdzies i znikala na kilkanascie minut przyjmujac kogos kolejnego) - a ja myslalam ze tam zejde z moim wielkim brzuchem, wymeczona Skierka i coraz bardziej wkurzonym Damorkiem
W zwiazku z czym lazilam i marudzilam - co ze zdjeciem kotki, czy moglaby nam wydac leki, kiedy dostaniemy recepte...
Chyba wyszlam na naczelnego marude, ale i tak uwazam ze bylam spokojna
Powiedzcie mi ze takie traktowanie pacjenta jak nas wczoraj nie jest tam zasada - bo mysle ze lekarze sa ok jesli chodzi o fachowosc, ale szybko mnie tam znielubia jesli zawsze tak sie dzieje
