Wątek nieco odłogiem leżał...
Ponownie podrzucono nam kociaki. W to samo miejsce co Misia i Rysia. Ta sama pora roku, kociaki w tym samym wieku. Standardzik.
Udało mi się ponad dwa tygodnie temu złapać jednego, pozostałe dwa zniknęły po pierwszej nocy (rudego widziałam, podobno był jeszcze bury), czarnulka łapałam 5 dni...
Mimo tego czasu na zimnie, w krzakach - był w świetnej formie. Wyścigowej można by rzec. Okazało się że ma kokcydia, wyleczyliśmy.
Ma ogonek

Troszkę dziwny bo niesamowicie ruchliwy, zwija się i rozwija, jak u jakiejś małpiatki. Ale ma!
Wczoraj dziwnie często chodził sikać ale sikał dużo i bez problemu. Popołudniu dostał gorączki i nie chciał być dotykany w zadek, brany na ręce. Skontaktowaliśmy się z naszą wetką, kazała dać kroplówkę, antybiotyk z żelaznych zapasów, obserwować i zobaczyć co rano będzie.
Rano było tyle że maluch obolały, słaby, zjadł trochę na leząco, ewidentnie chory

.
Więc poleciałam do naszej kliniki awaryjnej. Na macanego nic, poza obolałością tylnych łapek, miednicy (?) i lekko podwyższoną temperaturą. Oraz odwodnieniem. Powiedziałam o Misiu i Rysiu, ze nie wygląda jak one ale prawdopodobnie ma wspólną z nimi matkę. No ale na klującą się infekcję to wygląda.
Dostał tolfedynę, antybiotyk, kroplówkę. Ponieważ kociak zjadł przed wyjściem, umówiliśmy się że gdyby nie było dużej poprawy lub było gorzej przyjadę wieczorem na badania krwi i ewentualne dalsze działania, a jeśli będzie w miarę ok to w poniedziałek idziemy do naszej wetki.
Wróciliśmy do domu, kociak poczuł się lepiej po przeciwbólowym oraz kroplówce i poleciał jeść. Zjadł i... rozpukł się jak balon... A potem przyleciał do mnie i zaczął maniacko lizać po rękach. Gdy chodzi, przeciąga się. Gdy leży też co jakiś czas wyciąga łapki do przeciągania. Już wczoraj to troszkę robił, ale dzisia ewidentnie.
Tak że ten...
Dzwoniłam do lecznicy, ma teraz już nie jeść, na 16-stą jedziemy na badania krwi bez względu na samopoczucie.